Był taki pułkownik broni pancernej, Bohater Rosji, który na Kaukazie walczył zacięcie. Źli ludzie oskarżyli go, że dziewczynę porwał, zgwałcił, udusił, wyszedł z namiotu, rozporek zapiął i powiedział, żeby zakopać to ścierwo. Ot żołnierz, to i po żołniersku mówił.
Sąd skazał go na parę lat, bo zgwałcenia się nie dopatrzył, a pułkownik w ogromnym stresie – wiadomo, wojna – i za mocno za szyję dziewczynę ścisnął. A kiedy pułkownik z więzienia wyszedł, to już wredny adwokat się czaił, już groził, że się odwoła. Nie przeżył tego adwokat, jakiś wysoki człowiek podbiegł do niego w centrum Moskwy, dwa strzały oddał, jeszcze ciężko zranił dziennikarkę, która miała czelność się na niego rzucić. A powiadają teraz, że to była krwawa rozprawa między wojskiem, a policją, bo tamten wysoki z służb wojskowych był, zaś adwokat miał etat generalski w FSB. I po co to wszystko?
Teraz okazuje się, że my od was możemy się uczyć. Żadnych krwawych rozpraw, żadnego prezydenckiego (naszego) balansowania między wojskiem a policją polityczną. Wasz prezydent załatwia sprawy inaczej: do niesłusznie oskarżonego podbiega człowiek (np. w centrum Warszawy) i… Nie, nie, nie strzela, łaskę ogłasza, aż aniołowie śpiewają.
Tyle, że tamtego pułkownika w końcu też zastrzelili, ale zrobili to ludzie z Kaukazu. A wy Kaukazu nie macie. Macie za to przywódcę, niewysokiego, ale twardego, który swoich ruszyć nie pozwoli.
Кузьма Кузьмич