O Monitorze

 

Monitor Konstytucyjny jest legalnie działającą witryną, wpisaną do rejestru prasowego Sądu Okręgowego w Warszawie VII Wydział Cywilny Rejestrowy pod nr PR 20113.

Założony został przez Piotra Rachtana, wcześniej redaktora naczelnego Obserwatora Konstytucyjnego, który istniał ledwie 5 lat przy Trybunale Konstytucyjnym. Koleje tamtego serwisu są opisane w tekście „Pożegnanie z Trybunałem”

Monitor Konstytucyjny skupia się na zagadnieniach konstytucji, prawa i państwa. Jest prowadzony  społecznie, bez zaplecza finansowego i organizacyjnego. Współpracuje z organizacjami pozarządowymi, z niektórymi instytucjami akademickimi, z innymi mediami internetowymi.

Materiały własne Monitora mogą być kopiowane, rozpowszechniane itd. pod warunkiem podania  źródła i odnośnika.

Kontaktować się można pisząc na adres e-mail: monitorkonstytucyjny@gmail.com

Nieco historii

Piotr Rachtan: Pożegnanie z Trybunałem

Szanowni,*)

dziś definitywnie ustaje mój formalny związek z Trybunałem Konstytucyjnym, o czym informowałem przed trzema miesiącami, gdy 20 grudnia złożyłem wypowiedzenie. Miałem zamiar pożegnać instytucję i pracujące w Trybunale osoby konwencjonalnym podziękowaniem, uprzejmościami, zachowaniem w pamięci i tym podobnym bla bla.

Zmieniłem zamysł po obejrzeniu konferencji prasowej pani sędzi Julii Przyłębskiej i pana dr. hab. Mariusza Muszyńskiego po ogłoszeniu wyroku w sprawie Kp 1/17. Nie będę się odnosił do tego groteskowego spektaklu, siła jego przekazu jest wystarczająco przekonywująca. Pragnę natomiast opowiedzieć, co w Trybunale robiłem, skąd się wziąłem i po co, oraz jak tę pracę i sam Trybunał oceniam. Naturalnie, czytelników niniejszego może to nie interesować – nie muszą wszak czytać!

Opowieść zaczyna się w 2011 roku od spotkania z dr. Adamem Jankiewiczem, wtedy dyrektorem Zespołu Prezydialnego, a moim dawnym kolegą z Uniwersyteckiego Klubu Alpinistycznego, z którym moje ścieżki, nie tylko górskie krzyżowały się nieraz, i który zwierzył mi się, zasięgając rady życzliwego dziennikarza, że planują w Trybunale uruchomić fanpage trybunalski na Facebooku. Uznali bowiem w Trybunale, że należy tak instytucję, jak samą konstytucję otworzyć szerzej i przybliżyć obywatelom, by oswoić ich z mało znanym fragmentem niepopularnej władzy sądowniczej. Dlatego wybrali Facebook. Żachnąłem się, bo pomysł wydał się nadmiernie ekscentryczny: uważałem Trybunał za zbyt poważną instytucję, by narażać go na hejt i często idiotyczne wpisy, opinie oraz komentarze. Powiedziałem A. Jankiewiczowi, że raczej powinni stworzyć internetową gazetę, która – ewentualnie – własny fanpage uruchomi. I że ów serwis powinien być trochę w środku Trybunału, a trochę obok. „Napisz mi projekt” – powiedział Jankiewicz.

Tezy projektu napisane, dyr. Jankiewicz przedstawił je prezesowi A. Rzeplińskiemu, który w rozmowie ze mną powiedział krótko: Proszę robić!

Dodam tu, że prof. Andrzeja Rzeplińskiego poznałem dopiero w Trybunale, choć nasze ścieżki czasem o siebie zahaczały, w 1968 roku, w latach 1981 – 89. I mieliśmy wspólnych przyjaciół…

Z projektu, który stał się dokumentem oficjalnym, zacytuję początkowy fragment, bowiem opisuje on wizerunek Trybunału należący dziś do bezpowrotnie minionej przeszłości. Czytając poniższe, proszę pamiętać, że pisane było w 2011 roku (gdzież te czasy!? – chce się zawołać):

)…) oficjalna strona internetowa TK oraz obowiązkowe informacje w BIP to jednak nie jest źródło w pełni zrozumiałej dla przeciętnego obywatela wiedzy. Trzeba znaleźć inne medium, które będzie i łatwo dostępne, i publikujące mniej hermetyczne treści, i wreszcie – interaktywne, w którym zainteresowany użytkownik będzie mógł się wypowiedzieć i przedstawić swój komentarz, opinię lub osąd.

Niedawne rozstrzygnięcie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie Komisji Majątkowej naocznie pokazuje, jak TK potrzebne jest własne medium, jak Obserwator Konstytucyjny, które pozwoli w przystępny sposób objaśnić to, co nieraz błędnie tłumaczą środki masowej komunikacji. Zakwestionowano – z jednej strony – niezależność („zmowa TK z władzami państwa i kościołem” – według posła SLD S. Kopycińskiego), z drugiej – postawiono zarzut braku rzetelności i konsekwencji („mógł wyrokować o legalności stanu wojennego”). To wydarzenie ujawnia konieczność znalezienia sposobu na mniej oficjalną polemikę z takimi głupstwami oraz na niehermetyczne wyjaśnienie podstaw i przyczyn. A także na kontrolowaną debatę wraz z możliwością publikowania opinii nie tylko specjalistów, ale także szarych obywateli. I to ostatnie właśnie pozwalałoby w przyszłości lepiej dobierać argumenty (nie chodzi o podstawy prawne, a o sposób docierania do szerokich mas), by przekonać publiczność. Wreszcie, forum, na którym wypowiadałyby się różne strony sporu, to wspaniała lekcja prowadzenia dyskursu o państwie i jego podstawach.

Na drugim końcu palety argumentów za powołaniem OK był – to przykład wprawdzie sprzed 1,5 roku, wciąż jednak aktualny, a i może się w innym kształcie odnowić) – projekt konstytucji Prawa i Sprawiedliwości. Były to propozycje nie tyle zmian kosmetycznych, ile głębokich „reform” ustrojowych, w tym znaczne osłabienie roli i pozycji TK, podporządkowanie sądownictwa władzy wykonawczej itd. Nie wiem, dlaczego sprawa umknęła wtedy uwadze opinii publicznej, bo przecież była to wspaniała okazja do dyskusji – na łamach OK – o trwałości rozwiązań ustrojowych, o konsekwencjach przewrócenia jednej kostki domina w spójnym i ustabilizowanym systemie i tak dalej. Po zaistnieniu OK będzie można taką debatę prowadzić bez angażowania powagi TK w doraźne spory polityczne. Wprawdzie żadna debata o ustroju państwa nie jest, naturalnie, apolityczna, dotyka bowiem poglądów na system władzy, jednak niesie ona potężny potencjał edukacyjny; uczy, że prawo, że konstytucja to sprawa każdego obywatela. I znów – zaletą medium internetowego jest uzyskiwanie interaktywnego zwrotu w postaci opinii czytelników, co pozwala lepiej poznać skutki społeczne decyzji i wyroków.

Propozycja niniejsza sprowadza się do tego, żeby z jednej strony pozostawić oficjalną stronę TK w takim kształcie, jaki obecnie jest, natomiast by obok niej zbudować, wzorem innej, niezależnej instytucji (Narodowy Bank Polski) rodzaj gazety internetowej, której zalety przedstawię poniżej.

I tak dalej, i tak dalej. Wszystko z silnym przekonaniem, że Trybunał jest głęboko zakorzeniony w rzeczywistości społecznej i politycznej państwa, że tego mocnego drzewa nic i nikt obalić nie może. Gorzkie to dzisiaj wspomnienie.

Obserwator Konstytucyjny jakoś znalazł sobie miejsce w, a może raczej – przy Trybunale, choć początkowo – trochę naiwnie – sądziłem, że pójdzie to łatwiej. Może zaszkodziła prędkiej symbiozie awantura, która wybuchła na samym początku o opublikowane w OK komentarze do wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie szwedzkich radykałów, których prawo do homofobicznych wypowiedzi zostało w Strasburgu uznane? Może co innego? Dość, że miałem bardzo długo poczucie, że Obserwator jest w Trybunale uważany za ciało obce i że został dość szczelnie otorbiony. Nie mogłem liczyć na wypowiedzi i teksty pracujących tu świetnych prawników, szukać trzeba było na zewnątrz. Co też było utrudnione przez przykrą szczupłość środków na honoraria. W tamtych latach często słyszałem: chętnie napiszę, ale nie za darmo, praca społeczna nie dla mnie…

Dlatego też poczytuję sobie za słabość i osobistą klęskę – brak współpracy z potencjalnymi autorami, z których spora garść była na miejscu.

Obserwator zdobył sobie jednak publiczność, i to nie tylko wśród pracowników Trybunału, ale w środowiskach akademickich i w korporacjach prawniczych. O jego pozycji dowiedziałem się dopiero pod koniec życia serwisu, gdy Trybunał znalazł się w centrum politycznej zawieruchy.

Dobrze ilustruje to poniższy wykres:

Maksymalna liczba użytkowników (niepowtarzających się) wyniosła w 2016 roku 407 036.

19 grudnia 2016 rubrykę „Trybunał” odwiedziło 23 459 osób, które dokonały ponad 25 tysięcy odsłon, zaś największym powodzeniem cieszyło się Oświadczenie Andrzeja Rzeplińskiego (odpowiednio: 21,7 tysiąca oraz 23,2 tysiąca).

Pozycję i znaczenie Obserwatora Konstytucyjnego potwierdził w przewrotny sposób dr hab. Mariusz Muszyński, polecając wyłączyć go już 20 grudnia 2016, nazajutrz po zakończeniu kadencji prezesa Andrzeja Rzeplińskiego, niezwłocznie po przejęciu Trybunału. Była to jedna z pierwszych jego decyzji, po objęciu gabinetu wiceprezesa Stanisława Biernata.

Muszę powiedzieć, że ta kolejność bardzo mi pochlebia…

Na szczęście wyłączenie Obserwatora nie usunęło z Internetu treści serwisu – do dziś są one dostępne na stronie pod adresem niezniknelo.com.

Bardzo pomocny w promowaniu i udostępnianiu treści Obserwatora okazał się Facebook: większość odsłon poszczególnych artykułów dokonywała się właśnie za jego pośrednictwem.

Pięć i pół roku spędzone w Trybunale przyniosło mi wiele: nauczyło nieprawnika doceniać rolę prawa, pozwoliło poznać wielu mądrych prawników, właściwie – jeśli to w ogóle możliwe – widzieć procesy legislacyjne i pozycję oraz zmiany dokonujące się w instytucjach konstytuujących państwo. Przywilejem było wreszcie móc zetknąć się z ludźmi, którzy służbę konstytucji i państwu stawiali na pierwszym miejscu.

Koniec mojego związku z Trybunałem Konstytucyjnym to tylko zamknięcie za sobą drzwi do jego siedziby: wkrótce zaproszę Państwa do odwiedzin serwisu, który – bez poprzedniego rozmachu – będzie kontynuował część wątków najbardziej istotnych w Obserwatorze Konstytucyjnym.

Szanowni,

wydarzenia ostatnich kilkunastu miesięcy pokazały, że Trybunał Konstytucyjny nie jest zamknięty w wieży z kości słoniowej, że rzesze obywateli interesuje to, co się tu dzieje, a jeszcze większe – dowiedziały się, że jest w Polsce konstytucja i że to właśnie Trybunał, broniąc jej zapisów, może im dawać ochronę przed uszczupleniem ich praw bądź z nich wyzuciem przez obóz rządzący. Zamach władzy wykonawczej i tzw. ustawodawczej (obie sterowane przez Centralnego Dysponenta) na Trybunał Konstytucyjny zwróciły nań uwagę wielu grup społecznych i zgalwanizowały liczne środowiska, nie tylko prawnicze, skłaniając do głośnego wyrażenia opinii. Zapewne będzie to sytuacja trwała. Oczy społeczeństwa będą przyglądać się Trybunałowi, jakkolwiek jego „kierownictwu” zdaje się to być nie w smak, a obywatele będą analizować orzeczenia i debatować nad postawami, które tu się ujawniają. Gdyż i świat – Komisja Wenecka, Parlament i Komisja UE, OBWE, Komitet Praw Człowieka ONZ – i polscy obywatele wiedzą, jak jest naprawdę

I będą czyny pamiętać, tak jak pamiętają je internetowi użytkownicy Obserwatora, którzy pewnie wciąż na jego stronę zaglądają.

Na koniec jeszcze jedna uwaga.

Drodzy,

słyszę, że niektórzy z Was myślą o odejściu z Trybunału, nie mogąc wytrzymać dusznego klimatu. Są jednak osoby, które tu pozostaną – sędziowie wybrani przed inwazją Dobrej Zmiany. Nie mogą się oni obyć bez wsparcia zaufanych i kompetentnych współpracowników. Weźcie to pod uwagę, zanim podejmiecie decyzję.

Do zobaczenia w Lepszych Czasach!

Piotr Rachtan, Warszawa, 31 marca 2017 r.

*) List rozesłany 31 marca do wszystkich pracowników i sędziów Trybunału Konstytucyjnego

 

Print Friendly, PDF & Email

How useful was this post?

Click on a star to rate it!

Average rating 3.1 / 5. Vote count: 16

No votes so far! Be the first to rate this post.