Cyniczne wykorzystanie konstytucyjnego prawa obywateli do wyrażenia opinii w ważnych dla państwa sprawach w drodze referendum wyznaczonego na 15 października, które tak naprawdę ma poprawić frekwencję w wyborach parlamentarnych a jednocześnie dać wymuszony dowód poparcia polityki rządzącej kamaryli, wzburzyło poważną część opinii publicznej i całą opozycję. Głos zabierają w tej sprawie nie tylko politycy, ale i instytucje, organizacje, środowiska prawnicze. Najważniejszym tematem tej debaty nie jest istota tego referendum – jak na dłoni bowiem widać, czemu ma ono służyć, ale odpowiedź na pytanie, jak bezpiecznie referendum zbojkotować. Ujawnił się bowiem lęk, podsycany zapewne przez niektóre nieopozycyjne środowiska, o naruszenie warunku tajności aktu głosowania,
Tematem bezpiecznego bojkotu zajął sią prof. Stanisław Biernat, profesor Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, wiceprezes Trybunału w latach 2010-2017, w artykule opublikowanym w dzienniku Rzeczpospolita (19 września 2023), zatytułowanym „Jak nie wziąć udziału w najbliższym referendum”.
Autor zauważa, że
Państwowa Komisja Wyborcza (PKW) […] stwierdziła, że odmowa odebrania którejkolwiek karty do głosowania w wyborach do Sejmu i do Senatu lub w referendum ogólnokrajowym musi być odnotowywana w spisie wyborców, gdyż tylko tego rodzaju postępowanie pozwoli na prawidłowe wykonanie obowiązków przez obwodową komisję wyborczą w zakresie rozliczeni otrzymanych kart do głosowania.
[…] stanowisko PKW odnosi się tylko do formalnej strony zagadnienia. Pomija natomiast swoistość konkretnej sytuacji, w jakiej będzie się odbywać najbliższe referendum. Chodzi tu o wspomniany wyżej charakter referendum, będącego w istocie politycznym plebiscytem w bardzo spolaryzowanym społeczeństwie. Odmowa pobrania karty do głosowania w referendum przez danego wyborcę, będzie jednoznacznie odczytana jako uzewnętrznienie krytycznego nastawienia do aktualnej władzy politycznej. Nastawienie to poznają osoby znajdujące się w lokalu wyborczym: członkowie komisji wyborczej, mężowie zaufania, obserwatorzy społeczni i inne osoby głosujące. Stosownie do stanowiska PKW omawiana decyzja wyborcy musiałoby zostać dodatkowo odnotowana w spisie wyborców, tj. przy jego imieniu i nazwisku.
Oczywiście, w wielkim mieście, w którym w obwodowej komisji wyborczej głosuje 1000 czy więcej osób, wyborca jest praktycznie anonimowy i może spokojnie odmówić pobrania karty referendalnej, podpisać się pod odmową i ograniczyć się do aktu wyborczego. Co innego w małych środowiskach, gdzie wszyscy się znają, choć może niekoniecznie mają wiedzę o politycznych przekonaniach sąsiadów. Tam, jak pisze Stanisław Biernat, „sytuacja skłania do zachowań oportunistycznych.”
Propozycja autora opiera się na analizie ustawy o ogólnokrajowym referendum, a w szczególności sposobu obliczania frekwencji:
Należy wyraźnie podkreślić w kontekście niniejszych rozważań: pobranie karty przez wyborcę nie przesądza o tym, że wyborca ten wziął udział w referendum. Decydujący jest bowiem art. 22 ust. 4 ustawy, stosownie do którego: „Komisja obwodowa na podstawie liczby kart ważnych, wyjętych z urny, ustala liczbę osób, które wzięły udział w referendum”. Ponadto według art. 25 ust. 2: „W protokole głosowania w obwodzie wymienia się liczby: 4) kart ważnych (osób, które wzięły udział w głosowaniu)”
Innymi słowy: udział w referendum polega na wrzuceniu do urny ważnej karty do głosowania. Jest to najważniejsza konkluzja wynikająca z analizy ustawy.
A zatem wyborca, który pobrał kartę do głosowania, ale jej nie wrzucił do urny nie bierze udziału w referendum. Nie jest uwzględniany w liczbie wyborców, których udział decyduje o mocy wiążącej referendum stosownie do powołanych wyżej art. 125 ust. 3 Konstytucji i art. 66 ust. 1 ustawy.
Z powyższej analizy wynika, że obywatel, który weźmie udział w wyborach do Sejmu i Senatu i nie zdecyduje się na odmowę pobrania karty do głosowania w referendum ma mimo to możliwość niewzięcia udziału w tym referendum. W tym celu powinien się powstrzymać od wrzucenia karty do głosowania do urny.
A zatem wyborca pobiera od komisji wyborczej trzy karty, ale do urny wrzuca dwie. Kartę do głosowania w referendum zabiera natomiast ze sobą.
Tu pojawia się następny problem: czy wyniesienie karty do głosowania poza lokal jest zgodne z prawem? Pytanie jest zasadne, panuje bowiem powszechna opinia, że karty wynosić z lokalu wyborczego nie wolno. Stanisław Biernat uspokaja nas jednak wyjaśniając:
Nieporozumienia, jakie tu powstają wynikają z powszechnie spotykanego, ale nieuzasadnionego przenoszenia na ustawę o referendum norm zawartych w kodeksie wyborczym. Mianowicie, stosownie do art. 497a kodeksu wyborczego: „Kto w dniu wyborów wynosi kartę do głosowania poza lokal wyborczy /…/ podlega karze grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat 2”. Przepisy karne zostały jednak odrębnie unormowane w ustawie o referendum, w rozdziale 11, odmiennie niż w kodeksie wyborczym. W rozdziale noszącym tytuł: „Przepisy karne” został zamieszczony katalog przestępstw i wykroczeń przeciwko referendum. W tym katalogu nie ma jednak odpowiednika art. 497a kodeksu wyborczego.
Stosowanie analogii w prawie karnym jest, jak wiadomo, niedopuszczalne.
Są jednak pewne ograniczenia. Mianowicie, czego z kartą referendalną, którą wolno nam nie wrzucić do urny, i wynieść z lokalu wyborczego, czynić wyborcy nie wolno?
Nie ma także obawy o popełnienie przestępstwa z art. 248 k.k. Stosownie do tego przepisu nie wolno (przytoczonego tu w części): „Kto w związku z wyborami do Sejmu, do Senatu, wyborem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, wyborami do Parlamentu Europejskiego, wyborami organów samorządu terytorialnego lub referendum: /…/ 5) odstępuje innej osobie przed zakończeniem głosowania niewykorzystaną kartę do głosowania lub pozyskuje od innej osoby w celu wykorzystania w głosowaniu niewykorzystaną kartę do głosowania, /…/ – podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.”
Jak wynika zatem z przytoczonego przepisu, wyniesienie niewykorzystanej karty do głosowania w referendum poza lokal wyborczy nie jest zakazane. Byłoby nim dopiero odstąpienie tej karty innej osobie przed zakończeniem głosowania.
A zatem, obywatele, jeśli chcecie 15 października zbojkotować referendum bez ujawniania tego przez odmowę pobrania karty referendalnej, pobierzcie ją, a za kotarą wsadźcie do kieszeni lub torebki. I broń Boże do północy nie pokazujcie jej nikomu, ani – tym bardziej, nikomu jej nie przekazujcie! Byłoby to wszak złamanie prawa, a tego przecież nikt nie chce?
/pr/
To chyba pomysł podwójnie dobry. Wyniesienie i zachowanie karty referendalnej pozwala – w przypadku uzasadnionego podejrzenia zawyżenia przez komisje liczby głosów w referendum skrzyknąć posiadaczy niewykorzystanych kart i fałszerstwo unaocznić.
Słyszałem, że karty do głosowania mają być spięte. Nie da się fizycznie spiąć kart tak aby ich częściowo nie zniszczyć.
Zatem jeśli ktoś z Komisji Wyborczej podaje zniszczoną kartę do głosowania to chyba należy ujawnić winnego zniszczenia. A dalej wyciągnąć konsekwencje karne za zniszczenie karty wyborczej.
Prawo nie definiuje stopnia zniszczenia karty zatem karze podlega jakiekolwiek zniszczenie.
Dalej jeśli zniszczeniu ulegną wszystkie karty do głosowania to jak można rozpatrywać ważność wyborów?
Dostanie 10 minut odsiadki, w zawieszeniu na kwadrans.
Najwyżej.
Ukrywanie karty referendalnej (np. w torebce) jest karalne – kk art. 248 punkt 3