Tomasz Tadeusz Koncewicz: Dlaczego sąd w “prawie integracji”? O obietnicach, lekcjach i przestrogach, także

5
(2)

Historia się nigdy nie powtarza, ale często się rymuje
M. Twain

2015 – 2023. Nigdy nie zapomnieć

Ataki polskich władz na Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TS, TSUE) w okresie 2015 – 2023 stały się znakiem rozpoznawczym tych czarnych dla państwa prawa lat. Nieznajomość mechanizmów działania prawa europejskiego i instytucji europejskich oraz brak woli przestrzegania dobrowolnie przyjętych zobowiązań były w tamtym okresie na porządku dziennym. Zasady (państwo prawa, prawa i wolności konstytucyjne, niezawisłość sądów) i reguły gry właściwe dla demokracji liberalnej (poszanowanie praw mniejszości i opozycji) ustąpiły pola niepohamowanej i bezlitosnej narracji demokracji większościowej.

Gdy Trybunał Konstytucyjny został obsadzony przez wiernopoddańczych sędziów, wrogiem publicznym numer jeden stał się TSUE. Najpierw były minister ochrony środowiska w sprawie wycinki Puszczy Białowieskiej zafundował nam bezprecedensowy spektakl obstrukcji orzeczeń wydawanych przez sąd unijny i personalnych ataków na jego sędziów. W przypadku tego ministra można nawet powiedzieć, że stare nawyki nigdy nie umierają, ponieważ Białowieża była tylko powtórką z Doliny Rospudy z 2007 r. W 2017 r. jego najmocniejszym argumentem był osławiony słoik z kornikiem drukarzem, w “którego towarzystwie” stawił się w listopadzie tegoż roku na rozprawie w Luksemburgu. Do antyeuropejskich nastrojów dołączył Jarosław Gowin, który publicznie zapowiadał, że wydanie przez TS orzeczeń w odpowiedzi na pytania Sądu Najwyższego będzie sprzeczne z … duchem prawa europejskiego, a Polska nie będzie miała wyboru i będzie musiała odmówić zastosowania się do orzeczenia TSUE. Były Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro mówił pogardliwie o opinii rzecznika generalnego Trybunału Ewgeniego Tanczewa, wydanej w sprawie izby dyscyplinarnej SN (uznanej za niezgodną z standardami europejskimi), że to „opinia jakiegoś Bułgara”. Z kolei pseudo-TK chętnie odegrał swoją rolę tuby propagandowej i tworzył efektywne obrazy polityczne wpisując się w zjawisko “sprawiedliwości politycznej”, przed którym 70 lat przestrzegał niemiecki naukowiec i uchodźca z nazistowskich Niemiec – Otto Kirchheimer.

Systemowe podważanie autorytetu TS w latach 2015 – 2023 nie może dziwić. Wpisuje się ono w antykonstytucyjną i antyeuropejską doktrynę wówczas rządzącej opcji politycznej. Jednym z jej naczelnych elementów było przejęcie wszystkich instytucji, które mogą stać na drodze realizacji programu „dobrej zmiany”. Tak długo, jak instytucje nie są „nasze” i nie realizują naszego programu, nie zasługują na szacunek. W tej populistycznej narracji Trybunał Sprawiedliwości nie był sądem, a raczej grupą nieodpowiedzialnych sędziów, która dumnemu, suwerennemu narodowi polskiemu narzuca obce polskiej tradycji prawnej wydumane interpretacje i zobowiązania. TSUE znajduje się poza kontrolą, nie jest „nasz”, jest więc wrogiem, z którym trzeba prowadzić walkę, zdezawuować go, ośmieszyć, a docelowo zniszczyć. W takim czarno-białym świecie nie ma miejsca na kompromis, skoro walka, w opinii wówczas rządzących Polską, toczyła się o rzekome być albo nie być Polski i prawdziwych Polaków.

W poniższej analizie nie chodzi jednak o epatowanie tym, co stanowiło najbardziej niechlubny i upokarzający okres polskiego członkostwa w Unii Europejskiej. Raczej chodzi tym razem o zrozumienie daleko idących konsekwencji odrzucenia autorytetu prawa i sądu, które w powojennym ładzie miał wiązać wszystkich w sposób równy. Czy w codziennym zaaferowaniu mamy świadomość, że dezawuowanie sądu integracji i autorytetu prawa, zawsze uderzają rykoszetem w istotę Unii Europejskiej i stawiają pod znakiem zapytania gotowość Polski do przestrzegania zobowiązań dobrowolnie przyjętych w 2004 r.? W roku Prezydencji Polskiej w UE i tuż po rocznicy 20-lecia naszej Akcesji do Unii, jest czas na taką trudną dyskusję i krytyczną introspekcję nas samych o nas samych.

O obietnicach. Nie ma Unii bez sądu

Intensywność, z jaką TS kształtuje prawo unijne, nigdy nie miała i nigdy nie będzie miała charakteru statycznego. Raczej ewoluuje wraz z samym prawem unijnym w odpowiedzi na sygnały, jakie dostaje z otoczenia politycznego, w którym funkcjonuje. O ile żaden sąd nie jest nieomylny – i Trybunał Sprawiedliwości  nie jest tu wyjątkiem – o tyle istnieje zasadnicza różnica pomiędzy krytyką (często zasadną) a bezpardonowym i wyprzedzającym odrzucaniem orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości. Fundamentalna funkcja TS zawsze pozostaje taka sama. Wobec państw to przypominanie o zobowiązaniach zaakceptowanych w dobrej wierze w dniu akcesji do Unii. Wobec prawa integracji to zapewnienie, że jest ono jednolite i stosowane na tych samych warunkach na terenie całej UE. W końcu, wobec obywateli Unii, to zagwarantowanie przy pomocy niezawisłych sądów krajowych (więc także polskich), że prawa tychże obywateli są chronione w sposób efektywny.

Trybunał Sprawiedliwości jest integralnym elementem polskiego porządku prawnego od 2004 r. Sądy polskie są sądami europejskimi i stosują prawo europejskie jako „swoje” w tysiącach codziennie rozstrzyganych spraw. Bezwzględnym obowiązkiem krajowego ustawodawcy jest respektowanie prawa sądu do zadawania pytań TS, ilekroć wątpliwość budzą przepisy prawa europejskiego. Żaden przepis krajowy nie może pozbawiać sądu krajowego tej kompetencji.

Polska, przystępując do Unii w 2004 r., zaakceptowała z góry bezwzględną jurysdykcję TS i uznała ten sąd za ostateczny autorytet, który w sposób wiążący określa zakres naszych obowiązków. Kwestionowanie autorytetu sądu europejskiego podważa znacznie więcej niż zwykłe reguły prawa europejskiego znane wyłącznie prawniczym koneserom. Oznacza brak poszanowania podstaw tego prawa. Zasada unijnej lojalności jest kamieniem węgielnym europejskiej integracji od zarania. W Unii państwo jest postrzegane nie tylko z perspektywy wiarygodności politycznej i gotowości do kompromisu w ramach wspólnoty, w której każdy rezygnuje z czegoś, aby coś otrzymać w zamian. Państwo jest także oceniane z perspektywy „wiarygodności prawnej” rozumianej jako gotowość wypełniania przyjętych zobowiązań i wierności wobec europejskiego dorobku prawnego (tzw. acquis communautaire).

Zgodnie z historycznym orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości „Unia opiera się na prawie” i dobrowolnie zaciągniętych zobowiązaniach egzekwowanych przez unijny sąd wobec wszystkich. Państwa podejmują decyzję o integracji, opierając się na założeniu, że inne państwa są podobnie gotowe do postępowania według z góry ustalonych reguł. W przypadku ich naruszenia nie ma miejsca na samopomoc na zasadzie, że państwo bierze sprawiedliwość w swoje ręce – jego obowiązkiem jest korzystanie z wiążących procedur rozstrzygania sporów określonych w traktatach.

Sukces prawa europejskiego na przestrzeni lat jest w dużej mierze konsekwencją zawierzenia sądom jako niezależnym i bezstronnym arbitrom rozstrzygającym konflikty, których państwa nie byłyby w stanie samodzielnie między sobą rozstrzygnąć. W Unii wszyscy członkowie przestrzegają prawa w sposób równy i bezwarunkowy, a nie tylko wtedy, gdy im to pasuje, i pod warunkiem, że inni też go przestrzegają.

Na sali sądowej mamy do czynienia ze szczególnym egalitaryzmem: potężne Niemcy dysponują jednym głosem tak jak mały Luksemburg. Na sali sądowej obowiązuje język zasad i reguł, przed którymi doraźna polityka ustępuje. Jest przez nie cywilizowana i brana w karby. Jeżeli chcesz wygrać, musisz przekonywać siłą argumentów, a nie wielkością słoika. Ten ostatni może trafić do emocji wyborców, na sali sądowej wzbudza pusty śmiech i kompromituje. PiS bał się Trybunału Sprawiedliwości, ponieważ na sali sądowej musiał przemawiać doń językiem sądu i postępować zgodnie z logiką sali sądowej, skoro w ostateczności przeważyć mają autorytet i siła argumentów, a nie argumenty siły.

Gdy jedno z państw nie wypełnia swoich zobowiązań, pozostałe nie mogą jednostronnie zamknąć granic i nie wpuszczać obywateli czy towarów tego pierwszego. Raczej muszą sprawę skierować na drogę postępowania sądowego, czekać na rozstrzygnięcie i bezwzględnie się do niego zastosować bez względu na treść. Jest tak, ponieważ przystępując do Unii, państwa zawarły między sobą kontrakt, którego jednym z kluczowych punktów było respektowanie kompetencji TSUE, jego jurysdykcji i zobowiązanie do wykonania każdego rozstrzygnięcia wydanego przez tak uznany sąd. Aby zobowiązanie było wiarygodne, musi być przestrzegane nie tylko ex post factum (gdy wyrok został wydany), lecz także ex ante (gdy na wyrok dopiero oczekujemy). Tylko wtedy wspólny rynek i wspólnota polityczna mają sens.

Gdy zadajemy pytanie jak w tytule, nie możemy jednak zatrzymywać się w tym miejscu. Odpowiedzi poszukiwać należy jeszcze głębiej – w samej istocie prawa integracji i kruchego konsensusu, który połączył państwa dotąd ze sobą wojujące lub wojnę non stop antycypujące.

O lekcjach z przeszłości dla przyszłości. Wspólnota prawa. Bez wojny

Państwa europejskie kiedyś rozstrzygały spory na polu bitwy i w drodze krwawych konfliktów. Siłą i ambicją Unii miało być jednak oparcie się na prawie i instytucjach, które wiążą wszystkich. Dlatego po 1945 r. standardy europejskiej kultury i praktyki konstytucyjnej kształtowała tradycja liberalna, która zakłada prymat prawa nad polityką. Pomne tragicznych doświadczeń z przeszłości, gdy wola większości stawała się tępym narzędziem opresji i prowadziła do niewyobrażalnego bezprawia i zbrodni popełnianych w imię „większościowego prawa”, państwa europejskie były gotowe zrezygnować z części swojej suwerenności na rzecz niezależnej wspólnoty i silnych instytucji ponadnarodowych.

Po 1945 r. europejski konstytucjonalizm odnalazł swoje powołanie w wyeksponowaniu prawa jako siły, dzięki której Europa zostanie odbudowana w wymiarze zarówno duchowym, jak i materialnym. Projekt europejski opierał się na potężnym „nie”, które miało wybrzmieć w stolicach europejskich. „Nie” dla demokracji statystycznej i dyktatury urny wyborczej. Od tej pory każdorazowo wyłoniona demokratycznie większość musiała przestrzegać podstawowych reguł porządku konstytucyjnego, które miały być ponadczasowe; do ich zmiany nie wystarczał już prosty argument: „Bo wygraliśmy wybory”. Gdy w 1989 r. upadał mur berliński, podobnie wierzyliśmy w moc sprawczą prawa i niezależnych instytucji, które miały być jasnym zerwaniem z okresem fasadowych konstytucji i fasadowej politycznej sprawiedliwości. Władza polityczna miała być jednak ograniczona nie tylko od wewnątrz (katalog praw i wolności konstytucyjnych, instytucje, procedury, sądy), ale także od zewnątrz (struktury europejskie), tak aby polityczny wybór na poziomie krajowym już nigdy więcej nie doprowadził do autorytaryzmu i hekatomby w imię unikalności „mojego narodu”. W tym celu europejski konstytucjonalizm został zakorzeniony w symbolicznym „nigdy więcej” i dzisiaj składa się z kilku fundamentalnych zasad:

Po pierwsze, konstytucja musi być akceptowana jako najwyższe prawo bez względu na to, kto zdobywa chwilową większość parlamentarną.

Po drugie, obowiązkiem państwa jest przestrzeganie praw i wolności konstytucyjnych obywateli, które wyznaczają granice działania każdej władzy.

Po trzecie, władza na poziomie krajowym zostaje poddana kontroli z zewnątrz w postaci silnego i niezależnego mechanizmu sądowej kontroli sprawowanej przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu i Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu.

Obietnica sądu integracji: tylko metafora?

Czy sąd integracji jest strażnikiem jakiejś obietnicy?

To pytanie ma charakter decydujący i wbrew pierwszej intuicji nie ma jedynie charakteru eleganckiej figury retorycznej. Próba odpowiedzi będzie bowiem zawierać podstawowe wskazanie co do roli sędziego w prawie unijnym. Ujmowanie funkcji sędziego jako „strażnika obietnicy” jest oparte na założeniu dynamicznej i kreatywnej roli sędziego w społeczeństwie. „Judycjalizacja”, bowiem nie tylko podkreśla forum realizacji swoich uprawnień i oczekiwań zrodzonych przez stale rozszerzającą się regulację prawną, ale także oznacza wzmocnienie jurysdykcji i kompetencji sądów. Sądy strzegące obietnicy i zapewniające realizację oczekiwań społeczeństwa muszą być odpowiednio wyekwipowane w tym celu. W tym sensie jurysdykcja sądów ulega wzmocnieniu na skutek judycjalizacji, która wpływa na aksjologię interpretacji preferowaną przez sędziów, przedkładających jedne wartości nad inne. W przypadku sądu integracji szczególną rolę w tym względzie odgrywa zapobieżenie sytuacji niemożności orzekania (tzw. non liquet). Trybunał w każdym przypadku dąży do jej uniknięcia i wydania wyroku pozytywnego tj. orzekającego o prawach i obowiązkach podmiotów występujących doń o udzielenie ochrony prawnej. „Wspólnotową obietnicą” Trybunału Sprawiedliwości jest cel wyrażony w Preambule do Traktatu jako „najściślejsza unia pomiędzy narodami Europy”. Jest to okoliczność o charakterze kierunkowym dla sposobu, w jaki Trybunał postrzega prawo unijne i swoją funkcję w jego obrębie. Czytając jego  „konstytucyjne” wyroki w sprawach Van Gend en Loos (bezpośredni skutek) oraz Costa v. Enel (pierwszeństwo) zawsze uderza poszukiwanie przez Trybunał podstawy dla tych dwóch konstytucyjnych doktryn m.in. w celach, jakie państwa postawiły przed Wspólnotą/Unią. Interpretacja prawa unijnego przyjęta przez Trybunał ma więc w pewnym sensie charakter instrumentalny w tym sensie, że przyczynia się do osiągnięcia tych celów.

Mimo wysiłków ze strony TSUE jego wyroki będą zawsze odbierane negatywnie w pewnych kręgach. Dlaczego? Powód jest prosty: dzisiaj integracja jest procesem, w którym krzyżuje się tak wiele konkurencyjnych wobec siebie interesów, z których każdy zasługuje na ochronę, że Trybunał nigdy nie zadowoli wszystkich i zawsze będzie ktoś, kto będzie go krytykował. Dla jednych wyroki Trybunału są zawsze zbyt mało unijne i pozbawione tego błysku oraz wizjonerstwa, które kiedyś cechowało orzecznictwo. Dla drugich z kolei Trybunałowi Sprawiedliwości brakuje odwagi i coraz częściej oddaje pola. Wydaje się jednak, że obie grupy mylą się w tym, że chciałyby postrzegać funkcję Trybunału w sposób statyczny i niejako mechaniczny: TS ma albo wydawać wyroki prointegracyjne, albo żadne. Rola Trybunału w prawie unijnym nie ma jednak charakteru statycznego, ale ewoluuje wraz z samym prawem unijnym i w odpowiedzi na sygnały, jakie docierają do niego z otoczenia politycznego, w którym funkcjonuje. Wydawanych wyroków nie można sprowadzać do prostej arytmetyki: aktywistyczny czy wstrzemięźliwy. Dzisiaj podstawy prawa unijnego w postaci bezpośredniego skutku i zasady pierwszeństwa są zapewnione, sądy krajowe stosują prawo unijne i gwarantują jego effet utile. Dzisiaj sędzia musi codziennie dokonywać trudnych wyborów między z jednej strony liberalizacją rynku a dążeniami państw do ochrony uzasadnionych interesów, które tej liberalizacji mogą stać na drodze. Do sędziego należy właśnie znaleźć kompromis. Dokonując balansowania pomiędzy sprzecznymi interesami i starając się wziąć pod uwagę interesy jak największej liczby stron zainteresowanych wynikiem sprawy, TSUE znów musi wybrać pomiędzy wstrzemięźliwością a odwagą. Zawsze jednak ze świadomością, że nigdy nie zadowoli wszystkich.

Gdy jednak na szali są podstawy prawa integracji i podtrzymanie jego autorytetu i integralności z równą mocą wiążącą dla wszystkich, obietnica Trybunału może być konceptualizowana wokół podstawowego drogowskazu, który determinuje wybory mikro już w czasie marszruty w postaci wspólnoty prawa. W ramach wspólnoty prawa żadna instytucja ani żadne państwo członkowskie nie mogą unikać kontroli sądowej swoich działań sprawowanej przez niezawisłe sądy. We wspólnocie prawa to polityka dopasowuje się do prawa, a nie na odwrót. Największą siłą wspólnoty jest to, że wyjęła prawo z rąk polityków i dała je zwykłym obywatelom, którzy dochodzą ich przestrzegania przed „swoimi” sądami krajowymi. To bezpośrednie nawiązanie do tego w co wierzyli ci którzy w 1951 r. chcieli niekończące się europejskie wojny i konflikty zastąpić autorytetem prawa i powagą instytucji.

W tym sensie „Idea Europy” idzie w parze z pewną koncepcją, wyobrażeniem o prawie. Unia jest wspólnotą prawa, którą łączy jego powaga. To w tym sensie funkcję aksjologicznego zwornika spełnia tu art. 19 TUE, który zawiera klucz do zrozumienia istoty prawa integracji i jego aksjologii. Art. 19 TUE mówi o zadaniu ETS zapewnienia poszanowania „prawa” (fr. le droit, niem. rechts, ang. law) w procesie interpretacji i stosowania Traktatów. Powtórzmy: „poszanowania „Prawa”, a nie ukochanego nad Wisłą przepisu prawa! W ten sposób art. 19 TUE proklamuje „zasadę zasad”, o której były sędzia ETS prof. Sir David Edward mówił ewokatywnie „Pierwsze Zasady” („First Principles”). W tym też kontekście warto przypomnieć słowa innego byłego sędziego ETS – K. Kakourisa, który podkreślał, że art. 19 TUE oznajmia, że „prawo pisane Traktatu ma ponad sobą prawo przez duże P, prawo niepisane – pewien Ideał Prawa. Zadaniem Trybunału jest zapewnienie przestrzegania tego prawa. Idea Prawa jest najważniejszym „telos”, który winien kierować Trybunałem”. Obietnica Trybunału polega na zapewnieniu, w drodze interpretacji prawa, utrzymania dynamiki i spójności prawa unijnego oraz zdolności Unii do dalszego funkcjonowania w ramach i dzięki autorytetu prawa. Kolejna lekcja nadal do przyswojenia i internalizowania w Polsce cały czas niestety „przepisu prawa”. W ten sposób docieramy do tej ulotnej, ale zawsze obecnej, obietnicy sądu prawa integracji.

2015 – 2023 jako przestroga: “Nigdy więcej” – z Gdańska

Kiedyż dojdziemy do dni, w których mówić o głupstwie, że jest głupstwem, nie będzie zdradą stanu!??
Cyprian Kamil Norwid „Myśli o Polsce i Polakach”

Już sprawa wycinki Puszczy Białowieskiej była krokiem w stronę polexitu, czyli jednostronnego podważania podstawowych zasad systemu prawnego Unii. Kontynuowanie wycinki wbrew autorytetowi TSUE, prowadzone per fas et nefas procesy wyboru sędziów do Sądu Najwyższego przy udziale wielokrotnie zdyskredytowanej KRS, pozorowane ruchy legislacyjne rzekomo wstrzymujące przejęcie SN, podważanie postępowania prejudycjalnego, odmowa wykonywania wyroków i zarządzeń tymczasowych, wypowiedzi pseudo sądu konstytucyjnego wymierzone w podstawy prawa integracji (i trafnie ostatnio nazwane przez rzecznika generalnego “bezprecedensową rewoltą” przeciwko temu prawu) to był już niestety, POLEXIT Ataki na Trybunał Sprawiedliwości, kwestionowanie procedury prejudycjalnej, lekceważące wypowiedzi na temat członków TS etc. nie tylko wypychały Polskę z Unii, lecz także czyniły z obywatela polskiego na powrót sługę państwa i obywatela europejskiego drugiej kategorii, bo pozbawionego ochrony, którą dają obywatelom w innych państwach prawo europejskie i niezależny sąd. Postępując w ten sposób, Polska stawiała się poza wspólnotą i traciła resztki „wiarygodności prawnej”. Miejsce dla państwa, które chce grać tylko pod siebie i wobec innych podkreślać swoją wyjątkowość, jest jedno: poza wspólnotą.

Polexit to jednak znacznie więcej niż tylko wymiar instytucjonalny. To także aspekt obywatelski. Prawdziwe, a nie politycznie instrumentalizowana i niezrozumiała idea i duch prawa europejskiego polegają na tym, że jest ono źródłem praw podmiotowych dla obywateli rzucających wyzwanie państwu, które chce za nich decydować, gdzie i jak żyć. Dzięki prawu europejskiemu i orzecznictwu TS obywatel żyje „na granicy systemów” i nigdy nie należy już wyłącznie do terytorium wyznaczonego granicami „swojego” państwa. Dokonuje własnych wyborów i decyduje, gdzie chce pracować, kupić samochód etc. Prawo europejskie przetrwało 70 lat właśnie dlatego, że było i jest stosowane w indywidualnych sprawach obywateli w lokalnych sądach państw członkowskich. Duch integracji polega więc na wyzwoleniu obywatela spod gorsetu wszechpotężnego państwa, w którego cieniu obywatel dotychczas żył, i na bezwzględnym przestrzeganiu wydanych wyroków. Aby to stało się faktem, obywatel musi mieć sąd niezależny od nacisków politycznych i procedury egzekwowania tego, do czego jego państwo zobowiązało się wobec wspólnoty.

W tym miejscu możemy więc uzupełnić, że prawa integracji nie ma nie tylko, gdy zabraknie sądu, ale i gdy zniknie uprawniony i czujny obywatel – prawdziwy strażnik przestrzegania przez państwo swojej części kontraktu. Sprzeczność pomiędzy wizją i ideałem europejskim a doktryną populistycznego resentymentu, zgodnie z którą prawo ugina się przed doraźną polityką, ma charakter fundamentalny. Podczas gdy według tej doktryny realizowanej konsekwentnie w latach 2015 – 2023 obywatele mieli żyć w cieniu „konstytucji strachu”, która pozwala państwu na nieograniczoną ingerencję w ich prawa i życie, Europa powojenna promuje konstytucyjną kulturę wstrzemięźliwości i ograniczenia. Podczas gdy „państwo resentymentu i odwetu” za wszelką cenę dąży do wtłoczenia obywatela w ramy państwowe, Unia z tych ram nas wyzwala i otwiera nowe możliwości. Podczas gdy prawo europejskie daje szansę na wygraną z potężnym państwem (odzyskanie podatku akcyzowego przez polskich importerów samochodów używanych to jeden z wielu przykładów), w sporze „państwa PiS-u” z obywatelem to pierwsze chciałoby widzieć swoje unijne zobowiązania jako nic niewartą kartę papieru. Dla takiego państwa dobry obywatel to obywatel sterowany, przekonany, że decyzje państwa są zawsze dla niego dobre, i potulnie je akceptujący. To powrót do świata, w którym “Kowalski” nie ma żadnych szans – ma świecić światłem odbitym państwa i być posłusznym jego woli.

Gdy więc oceniamy z perspektywy dnia dzisiejszego to wszystko, co wydarzyło się w Polsce w latach 2015 – 2023, uzasadnione było postawienie wtedy i stawianie każdego dnia dzisiaj dramatycznego pytania: „Quo vadis, Polsko, gdy nie jesteś gotowa do respektowania dobrowolnie zaciągniętych zobowiązań, szanowania wyroków i procedur?”. Dzisiaj nie możemy mieć złudzeń, że na naszych oczach rozgrywał się w okresie 2015 – 2023 politycznie ukartowany wielowątkowy i z udziałem wielu czarnych charakterów spektakl, w którym każdy miał do odegrania swoją rolę na planszy politycznej gry zatytułowanej „Jak manipulować prawem i instytucjami” i „Jak niszczyć prawo i instytucje, gdy stawiają opór”. Ten spektakl odgrywany był przy akompaniamencie suwerennościowej retoryki wojennej, a solistami byli przedstawiciele rządu prześcigający się w ignorancji, sądowym warcholstwie i łzawych scenach martyrologicznych w nadziei, że ich elektorat to dostrzeże i doceni. To spektakl, w którym pseudosąd konstytucyjny wypowiada(ł) się na temat zgodności postępowania prejudycjalnego z polską konstytucją i tworzy(ł) pozory legalności, a parlament co chwila ponawiał legislacyjne próby przejęcia resztki niezawisłego wymiaru sprawiedliwości i wygaszania wszelkich oznak oporu.

Gdy odrzucaliśmy w sposób pryncypialny autorytet sądu i prawa, ten spektakl z tragikomedii stał się w pewnym momencie dramatem państwa prawa i europejskiej demokracji liberalnej, W ten sposób zdradzaliśmy bowiem podstawy powojennego konsensusu europejskiego zbudowanego wokół potężnego i symbolicznego “Nigdy więcej”. To “Nigdy więcej”, dzisiaj niestety coraz częściej zapominane, łączy europejską przestrogę, aspirację i marzenie. Za „Nigdy więcej” kryje się fundamentalna Pierwsza Zasada powojennego ładu publicznego: wiary, że każda władza polityczna musi być władzą ograniczoną i kontrolowaną przez instytucje od niej niezależne, przede wszystkim sądy. To „Nigdy więcej” wybrzmiewa w sposób szczególnie symboliczny, gdy jest przypominane i płynie z Gdańska. W momencie jednak gdy prawo i instytucje zaczynają służyć bezwzględnej polityce, zamiast ją cywilizować i krępować, “Nigdy więcej” staje się jedynie pustą i pięknie brzmiącą figurą retoryczną.

Miejmy więc świadomość stawki, o jaką toczyła się bezkompromisowa polityczna rozgrywka lat 2015 – 2023. To ni mniej, ni więcej tylko nasze trwanie w europejskiej wspólnocie prawa i wartości, której reguły i zasady z własnej woli zaakceptowaliśmy w 2004 r. i które były marzeniem i aspiracją całych generacji Polaków po 1945 r., Generacji moich dziadków, rodziców i także mojej. W 2025 r. to wszystko musi wybrzmiewać jako bolesna lekcja z przeszłości i zawsze aktualna przestroga na przyszłość.

Znamienne, że w gdy 2000 r., kiedy TS był jeszcze odległą dla nas instytucją, rozmawiałem z byłym sędzią brytyjskim w Trybunale Sprawiedliwości, przywoływanym już wyżej prof. Sir D. Edwardem (wywiad opublikowany w Gazecie Prawnej z 28 stycznia 2000 r.), na moje pytanie, „po co sąd unijny”, prof. Edward odpowiedział jednym zdaniem: „Trybunał Sprawiedliwości jest po to, aby przypominać państwom o dobrowolnie zaciągniętych zobowiązaniach”. Lata później w Polsce ogarniętej paranoidalną polityką resentymentu i kwestionowania wszystkiego, co zostało osiągnięte po 1989 r., ta odpowiedź nabrała wymiaru profetycznego. Aby więc po czasach odrzucenia wszelkich autorytetów, zasad i instytucji (poza tymi przejętymi oczywiście), zrozumieć powołanie sądu unijnego, jego obietnicę i szerzej aspirację prawa integracji do „Nigdy więcej”, nie tylko w Polsce A.D. 2025, ale i w Europie w krytycznym dla niej momencie, to jedno zdanie powinno być dla nas zarówno punktem wyjścia, celem podróży, jej sensem i ostatecznym kryterium naszej przynależności do „wspólnoty prawa i wartości” oraz do gotowości życia zgodnie z jej regułami.

Czy jednak dzisiaj My, Polacy, ale i szerzej My, Europejczycy, jesteśmy gotowi odnawiać mozolnie dzień po dniu naszą przynależność do tej wspólnoty i potwierdzać gotowość do respektowania jej reguł tu i teraz, tak aby stały się one naszym „sposobem życia”?

* * * * * *

27 maja 2025 r. w ramach obchodów 55 rocznicy powstania Uniwersytetu Gdańskiego, Profesor Koen Lenaerts, Prezes Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej wygłosi na Uniwersytecie Gdańskim wykład „Upholding European Values: Democracy, Solidarity, and the Rule of Law”.

Tomasz Tadeusz Koncewicz

Absolwent prawa uniwersytetów we Wrocławiu i w Edynburgu, profesor prawa, kierownik Katedry Prawa Europejskiego i Komparatystyki Prawniczej na Uniwersytecie Gdańskim; Członek Rady Jean Monnet Fondation pour l’Europe w Lozannie; zasiada w Editorial Board Oxford Encyclopedia of EU Law; Adwokat specjalizujący się w zastępstwie procesowym przed sądami europejskimi, były referendarz w Trybunale Sprawiedliwości UE; w latach 2020 – 2023 członek zespołu doradców przy Marszałku Senatu do spraw kontroli konstytucyjności prawa.

How useful was this post?

Click on a star to rate it!

Average rating 5 / 5. Vote count: 2

No votes so far! Be the first to rate this post.

5 1 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

wp-puzzle.com logo

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments