Dowód “na nie” bywa nazywany dowodem diabelskim. To mnie należy udowodnić co mi się zarzuca: czyn, udział w przestępstwie, winę, odpowiedzialność, brak dobrej wiary. Tak jest w państwie prawa. Inaczej w państwie policyjnym. Tam z założenia ma rację władza. Policja nie musi się więc liczyć z jakimiś niemądrymi domniemaniami niewinności, ani tym, że to nie obywatel ma udowadniać własną niewinność, borykając się z probatio diabolica.
Dotychczas w sprawach wykroczeniowych istniała możliwość nieprzyjęcia mandatu wystawionego przez policję. Obywatel nie godząc się z oceną sytuacji dokonaną przez policję nie musiał się z tego tłumaczyć. To powodowało konieczność skierowania odpowiednio zredagowanego przez policję wniosku o ukaranie do sądu. Sąd karny oceniał, czy w świetle przedstawionej przez oskarżyciela dokumentacji (policja musiała popracować nad papierami) w ogóle doszło do wykroczenia i czy można winnego ukarać. Ten tryb powodował, że zachowywano podział ról: bo co innego oskarżenie (to należy do policji) a co innego wymierzenie kary (to jest konstytucyjna domena sądu).
Ten czytelny, konstytucyjny i chroniący obywatela podział ról odejść ma do lamusa za sprawą nowej inicjatywy poselskiej, jaką jest nowelizacja kodeksu wykroczeń. Niech nas nie zmyli autor inicjatywy. W Sejmie od pewnego czasu są gotowe listy in blanco, które wykorzystuje się do rządowych inicjatyw ustawodawczych. Ten upokarzający objaw przekształcenia Sejmu w maszynkę do głosowania, zwalnia rząd od konieczności przeprowadzenia wymaganych konsultacji i uzgodnień, umożliwiając ekstraordynaryjnie szybki cykl legislacyjny. Był już stosowany wielokrotnie przy zmianach dotykających gwarancji praworządności i sądów.
Policja w myśl tego projektu wystawia mandat, wchodząc w buty sądu, ponieważ tym samym wiążąco orzeka o czynie oraz wyznacza karę. Opisuje czyn tak, jak go sama ocenia. Obywatel natomiast mandat musi przyjąć.
“Odmowa przyjęcia mandatu przez sprawcę niejednokrotnie ma charakter impulsywny i nieprzemyślany, a w konsekwencji powoduje konieczność podjęcia szeregu czynności związanych z wytoczeniem oskarżenia w sprawie o wykroczenie”
(to z uzasadnienia projektu, druk nr 866)
Trzeba uchronić obywatela przed jego własną impulsywnością i lekkomyślnością. Taki impulsywny i nieogarnięty obywatel nie powinien decydować. Za niego decyduje jego policjant. Dlatego ukarany musi mandat przyjąć. A jak nie – to będzie kara “za nieprzyjęcie mandatu”. Niewinny oczywiście nie musi się bać. Do sądu bowiem będzie można iść – jak komuś zależy, wolnemu wola. Tylko musi pamiętać, że
„odwołanie powinno wskazywać wszystkie znane skarżącemu dowody na poparcie swoich twierdzeń”
i że
„nie może w postępowaniu sądowym powoływać innych dowodów, niż wskazane ……, chyba że dowód nie był mu znany w chwili wniesienia odwołania”.
Czyli wprowadza się tu prekluzję dowodową, a na ukaranego nakłada obowiązek bezbłędnego zakomunikowania sądowi dowodów swojej niewinności. Bo jeżeli zorientuje się później, że zrobił błąd oceniając przydatność znanych mu okoliczności – to przepadło. Czyni się to postępowaniu przed sądem karnym. Nie wiem, czy projektodawcy tej cennej nowelizacji zamierzają także ułatwić sądom pracę upraszczając obowiązki sądu w dojściu do prawdy materialnej poprzez związanie i ich tą prekluzją dowodową. No ale skoro cały projekt jest przesycony troską o
„usprawnienie postępowania w sprawach o wykroczenia oraz odciążenie sędziów sądów powszechnych od obowiązków związanych z rozpoznawaniem spraw o wykroczenia”
to może i tej optymalizacji należy oczekiwać. Albo przynajmniej liczyć na to, że referendarze – bo to przede wszystkim oni (niedoświadczeni i nieobjęci gwarancjami niezawisłości) mają te sprawy rozpatrywać – sami będą się orientowali, co władzy miłe. W końcu doświadczenia z prekluzją dowodową z postępowania w sprawach cywilnych, wskazują, co sprzyja oportunizmowi i pasywnej postawie, wypłukującej procedurę z gwarancji dojścia do prawdy i wymierzenia sprawiedliwości, nie redukowanej do formalnego wydania wyroku.
W postępowaniu sądowym przy wykroczeniach rezygnujemy także z zakazu reformationis in peius:
„z uwagi na to, że prawo do wniesienia odwołania służyłoby wyłącznie ukaranemu, z wyłączeniem strony przeciwnej. O możliwości orzeczenia na niekorzyść odwołującego się funkcjonariusz nakładający grzywnę mandatem karnym jest obowiązany pouczyć ukaranego.”
W latach 2016-2018 Karol Modzelewski, w kilku ostatnich wywiadach – komentował obserwowane zmiany ustrojowe, polegające na postępującym wygaszaniu państwa prawa, jako tworzenie „pewnego ustawowego rusztowania dla budowy państwa, które nieraz już określałem jako policyjne”. Zapytany dlaczego wraca do klasycznego i nieco niemodnego określenia – wyjaśniał, że różne złożone pojęcia prawne i politologiczne opisujące zmiany ustrojowe w Polsce, niewiele mówią publiczności, która nie widzi związku między własną kondycją a niezawisłością sędziowską, sporem o praworządność, o pozycję Trybunału Konstytucyjnego. Natomiast jak się powie „państwo policyjne” – to to lepiej dociera i bardziej działa na wyobraźnię: policja sama decyduje, karze i ma mieć rację.
Wedle policji ktoś, komu złamano rękę przy nadmiernej interwencji policyjnej jest sam sobie winien, dając powód do interwencji. Wedle sądu jest inaczej. Za eksces przy interwencji odpowiada państwo. I wiedziano to już w PRL:
” W razie nagannego zachowania się obywatela, które wymaga interwencji organów Milicji Obywatelskiej, musi się on liczyć z normalnymi skutkami zgodnego z prawem działania, natomiast nie ma obowiązku liczyć się z przekroczeniem uprawnień tego organu.”
(SN z 11.11.1966 r., I CR 379/66, skład sądu sędziowie SN: Z. Masłowski H. Dąbrowski, J. Krajewski).
W tegorocznego Sylwestra nie było wiadomo, czy wolno chodzić nocą, czy nie. Co innego mówił premier, co innego niejasny przepis rozporządzenia (nota bene wychodzącego poza upoważnienie ustawowe, a więc niekonstytucyjnego ). Policja rzecz ujęła po swojemu:
„Policjanci każdorazowo, w przypadku podejmowania przez siebie interwencji wobec sprawców wykroczeń, w sposób indywidualny podchodzą do tego typu sytuacji i sami podejmują decyzję o sposobie ich zakończenia – przekazał na udostępnionym nagraniu sierż. szt. Mariusz Kurczyk z Komendy Głównej Policji.”
Wypowiedź wręcz symboliczna: państwo policyjne to takie, gdzie uznaniowość policji określi co i kiedy (i dla kogo) będzie uznane za wykroczenie. Przedstawiony projekt nowelizacji prawa wykroczeniowego jest w tu dużym krokiem naprzód.
W uzasadnieniu projektu sporo miejsca poświęcono cytatom z różnych orzeczeń ETPC co ma przekonać, że wszystko się dzieje „z zachowaniem konstytucyjnej i konwencyjnej gwarancji prawa do sądu w sprawach o wykroczenia”. Argumentacja jest prowadzona w doskonale znany sposób – porównujemy trabanta i mercedesa i uznajemy że to to samo, skoro oba samochody mają i kierownicę, i gaźnik, i hamulce, opony z deklami, a nawet tapicerowane siedzenia. Tylko, że każdy złożony ze swoich elementów – pozostają samochodami różnych klas, osiągów technicznych i komfortu eksploatacji. Przywołane w uzasadnieniu wyroki ETPC rzeczywiście istnieją. Tyle, że przedstawiony projekt w wielu aspektach wziętych razem, jako mechanizm, pogarsza sytuację ukaranego i utrudnia mu realizację prawa do sądu w porównaniu do dotychczasowego stanu prawnego w Polsce. Ustawia go w znacznie gorszej niż dotychczas pozycji procesowej. Zaś takie arbitralne pogorszenie dotychczasowego standardu już samo w sobie jest naruszeniem art. 6 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Wielosłowny impet uzasadnienia “poselskiego projektu” nie przechodzi w prawdziwość.
Na FB istnieje policyjna grupa „Psy Dają Głos”. Wystawiono tam projektowi entuzjastyczną ocenę. A także praktycznie, acz zapobiegliwie, zauważono: „I te zmiany to jest ostatnia rzecz jaką powinni krytykować prawnicy. Przecież to im tylko klientów nagoni.” Zatem: policję się odciąży, obywatela – dociąży, sądom się będzie żyło lepiej, a prawnikom dostatniej.
Rusztowanie wokół gmachu państwa policyjnego można rozbierać. Gmach już stoi.
Ewa Łętowska