Tym z Państwa, którzy czują się nieco zagubieni w natłoku informacji o sukcesie/porażce polskiego rządu w Brukseli, polecam załączony tekst [z zasłużonego blogu Verfassungsblog.de – przyp. Redakcji], który precyzyjnie wyjaśnia, co w sensie prawnym stało się 10 grudnia 2020 roku na spotkaniu europejskich przywódców. A ponieważ wszyscy jesteśmy zabiegani, pozwalam sobie na krótkie streszczenie tego tekstu i uzupełnienie go o kilka przemyśleń.
1. Polska i Węgry zagroziły wetem wobec budżetu UE, aby wymusić zmianę nowego unijnego prawa, które uzależnia wypłatę pieniędzy unijnych od stanu praworządności w danym kraju.
2. Unia nie zgodziła się na zmianę tego prawa – pozostaje ono dokładnie takie, jakie było. Pozwala ono wstrzymać wypłatę pieniędzy unijnych, gdy w danym kraju naruszona jest niezależność sądownictwa lub jeśli władza nie ściga skutecznie naruszeń prawa w zakresie wydawania pieniędzy unijnych, ale także np. działań dyskryminacyjnych (to z tym przepisem wiążą się obawy Z. Ziobry, że w Polsce nie będzie można już bezkarnie ustanawiać stref wolnych od jakichś mniejszości).
3. To, co uzyskał w czwartek M. Morawiecki, to umowa polityczna, która nie ma formalnie mocy prawa, a zgodnie z którą nowe prawo chroniące praworządność będzie stosowane dopiero po przygotowaniu przez Komisję Europejską szczegółowej metodologii jego stosowania. Dodatkowo, jeśli Polska i Węgry zaskarżą to nowe prawo do Trybunału Unijnego w Luksemburgu, wytyczne (a więc i stosowanie nowego prawa) rozpocznie się dopiero po wyroku Trybunału.
4. Autorzy artykułu wyjaśniają, że umowa polityczna zawarta w czwartek jest całkowicie bezprawna. Jak piszą, można ją porównać do umowy między Prezydentem Dudą a Premierem Morawieckim, że na mocy ich ustaleń politycznych nowo uchwalona przez polski Parlament ustawa nie będzie stosowana przez jakiś czas, skoro jednej ze stron sporu się nie podoba. Oczywiście, dla nas takie rzeczy nie są już, niestety, szokujące, bo mieliśmy w ostatnich latach w Polsce i decyzje polityczne, które przesuwały w czasie obowiązywanie wyroków (patrz sprawa wyroków TK), i umowy polityczne o niestosowaniu ustaw, które w opinii premiera zawierały błąd. Na świecie jednak ludzi przyzwyczajonych do praworządności takie rzeczy szokują.
5. Autorzy piszą, że umowa polityczna zawarta w czwartek albo zostanie zlekceważona jako prawnie niewiążąca, albo – ponieważ próbuje jednak wywoływać efekt prawny – zostanie zaskarżona do unijnego Trybunału, który prawdopodobnie potwierdzi, że jest ona bezprawna, bo na takie rozstrzygnięcie wskazuje wcześniejsze stanowisko Trybunału w sprawie tego typu umów. Zaskarżyć mógłby ją np. Parlament Europejski. Jeśli zostanie zlekceważona, a powinna ze względów prawnych, będzie to oznaczało, że Morawiecki w sprawie praworządności nie ugrał nic. Jeśli Trybunał ją unieważni, a do tego czasu nie zostanie ona zlekceważona, zyska czas.
6. Co to wszystko dla nas znaczy? Po pierwsze, Morawiecki skorzystał z liny ratunkowej, rzuconej przez Angelę Merkel. Merkel najprawdopodobniej miała świadomość, że proponowane rozwiązanie jest pozorne, a jego jedyna wartość polega na tym, że pozwala Morawieckiemu zachować twarz i opowiadać wszystkim, że uratował budżet, jednocześnie osłabiając siłę nowego prawa dotyczącego praworządności. Z drugiej strony można spojrzeć na działania Morawieckiego jako jedyne racjonalne wyjście z sytuacji, w którą PiS sam się zagonił – wstrzymanie budżetu i strata bądź chociażby opóźnienie w wypłatach dunduszy po-Covidowych byłyby niewybaczalną szkodą dla polskiego interesu. Ponadto, być może Morawiecki liczy na to, że umowa polityczna, choć nielegalna, będzie honorowana. Być może – ale co zrobi wtedy, gdy Trybunał Sprawiedliwości uzna ją za nieważną?
7. Zachowanie Morawieckiego, mimo że stanowi ratowanie się z opresji, w którą samemu się siebie wprowadziło, jest i tak superracjonalne na tle zachowania Z. Ziobry. Ziobro wie, że umowa polityczna, którą zawarł Morawiecki, niewiele znaczy i niczego nie gwarantuje. Dlatego oskarża wszystkich o zdradę. Jego zachowanie jest jednak zachowaniem człowieka, który jest w stanie pozbawić Polskę 800 miliardów złotych pomocy, której tak potrzebujemy, byleby tylko mógł nadal zwiększać swoją władzę nad sądami i wspierać ataki na mniejszości seksualne w Polsce. Takie działanie jest prawdziwą zdradą polskiej raciji stanu.
8. Koniec końców, wszystko to jest bardzo przygnębiające. Zamiast rozdawać w Unii karty, jesteśmy małymi krętaczami. Aby uratować resztki honoru polskich władz, Unia nagina swoje prawo, a my udajemy, że polityczny deal próbujący zmodyfikować uchwalone i zatwierdzone prawo jest naszym wielkim sukcesem. Tak, dobrze mnie rozumiecie – sukcesem naszego rządu jest machlojka prawna, do której zmuszany Unię, aby nie musiała pozbawiać nas pomocy po-Covidowej. Przykro to mówić, ale to jest po prostu wstyd dla silnego i ważnego kraju, jakim jesteśmy.
Zachęcam do przeczytania artykułu Alberto Alemanno i Merijn Chamona „Aby uratować rządy prawa, najwyraźniej musisz je złamać„
Tekst pochodzi z blogu UR (www.marcinmatczak.pl)
Zdjęcie ilustrujące: M. Morawiecki na szczycie UE 12 grudnia, Foto: Krystian Maj/KPRM