Słowo wirus odmieniane jest obecnie przez wszystkie przypadki, zaś szalejąca od wiosny pandemia Covid-19 pokazuje w sposób wyraźny, jak dotkliwie każdy wirus może wpływać na nasze codzienne życie, plany oraz zamierzenia.
W tych uwarunkowaniach prokuratura jako instytucja nie stała się enklawą, gdzie ów niechciany przybysz nie dotarł. Codziennie trzeba czynić starania, aby zachować określony reżim i utrudnić jego transmisję, szczególnie w sytuacji całkowitego imposybilizmu kierownictwa prokuratury zajętego strzeżeniem swoiście rozumianej praworządności. Próżno szukać jakichkolwiek informacji o liczbie chorych prokuratorów i pracowników prokuratury, sytuacji epidemicznej w jednostkach, a także podejmowanych środkach zaradczych. Możnaby odnieść wrażenie, iż problem nie istnieje. Tymczasem dbałość o zabezpieczenie w jednostkach pozostawiono samym prokuratorom, którzy muszą dopominać się o środki zabezpieczające, ewentualnie samodzielnie zaspokajać antycovidowe potrzeby. Jest to o tyle zaskakujące, iż bezwzględna walka ze zdefiniowanymi wirusami było i jest domeną Prokuratora Generalnego i jego współpracowników.
W tym przypadku należy bowiem nawiązać do nadzwyczaj niechcianego i budzącego odrazę w dzisiejsze prokuraturze wirusa niezależności. Mimo że jest to standard działania prokuratury w każdym demokratycznym państwie prawnym, akurat w naszym systemie i dzisiejszych realiach traktowany jest niczym SARS-CoV-2. Nie dość, że jest znienawidzony, a osoby nim dotknięte od razu są izolowane lub podawane długotrwałej kwarantannie, to jeszcze systematycznie wdraża się kolejne szczepionki, zmierzające do jego neutralizacji i zbudowania generalnej odporności.
Pomimo to, co jakiś czas, regularnie, pojawiają się nowe źródła infekcji, czego ostatnim przejawem jest sprawa jednego prokuratora odesłanego na kwarantannę tylko z tego powodu, iż zupełnie naturalnie wyraził swoje merytoryczne stanowisko przed sądem. Oczywiście stanowisko nie odpowiadające woli przełożonych.
Co się zatem dzieje, że ta niezawisłość traktowana jest jak wirus? Dlaczego w tym przypadku podejmuje się od razu skuteczne działania neutralizujące, których próżno szukać w odniesieniu do aktualnie nam panującego koronawirusa?
Jak się wydaje, odpowiedź w tym przedmiocie jest niezwykle prosta. Otóż każdy przejaw niezależności i autonomicznej postawy prokuratora nie odpowiadający oczekiwaniom przełożonych traktowany jest jak choroba, która winna zostać bezwzględnie wyeliminowana ze zdrowego organizmu.
Znając bowiem zapatrywania aktualnych decydentów traktujących instytucję jako zdobycz, w której wszystko winno się toczyć zgodnie z ich pojmowaniem sprawiedliwości, tego rodzaju podejście nie może być akceptowane. Systematycznie można obserwować przejawy bezwzględnego zwalczania niezależności, która jak ten wirus jeszcze pojawia się w dobrozmianowej prokuraturze i to mimo to, że zaangażowano nadzwyczaj poważne środki do jej eliminacji. Aby to unaocznić należy cofnąć się dów i o 2016 roku, gdy „wirus z koroną” był jeszcze kwestią przyszłości. Wówczas jednak grupa do dzisiaj niezidentyfikowanych wirusologów związanych z laboratorium dzisiejszego Ministra Sprawiedliwości, zaczęła tworzyć antidotum dla zidentyfikowanej przez siebie przypadłości. Mieściły się w nim konkretne działania kadrowe, a także szczepionka, która w różnorodnych postaciach znalazła się w nowym Prawie o prokuraturze.
W sferze werbalnej zapewniano oczywiście, że niezależność jest wartością w pełni akceptowaną przez zespół medyczny, co zresztą podkreślał ówczesny podsekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości, a dzisiejszy Prokurator Krajowy Bogdan Święczkowski. Jednak w jego wypowiedziach formułowanych w toku prac legislacyjnych przebijały już pewne elementy, które budziły niepokój. Wystarczy chociażby wspomnieć konsekwentne nawiązywanie do hierarchiczności i centralizmu w prokuraturze, jak również zbycie milczeniem słusznej propozycji zgłoszonej przez Związek Zawodowy Prokuratorów i Pracowników Prokuratury, odnoszącej się do zwiększenia niezależności [drogą] ograniczenia możliwości dowolnego odbierania spraw referentom.
Wraz z wejściem w życie Prawa o prokuraturze z 2016 roku, mylnie zwanego ustawą XXI wieku, w sposób niezwykle konsekwentny zaczęto wdrażać zaprojektowane działania zmierzające do likwidacji niechcianego wirusa. Pierwsze z nich związane były z izolacją najbardziej zakażonych osobników, czemu miały służyć punktowe degradacje, a następnie kwarantanny (delegacje) tych prokuratorów, którzy po jakimś czasie mogli zyskać akceptację ze strony przełożonych. Jak się okazało, niektóre kwarantanny trwają do dzisiaj.
W drugim kroku przystąpiono do aplikacji przygotowanej szczepionki, która głównie była przeznaczona dla osób młodych. Słusznie bowiem uznano, iż będą one najbardziej podatne na jej działanie, bowiem specyfik ten dawał w bardzo krótkim czasie odporność, zwłaszcza u tych prokuratorów, którzy nie zdążyli wchłonąć zaraźliwej ilości wirusa niezależności. Jak bowiem powszechnie wiadomo rozwija się on i na trwale umiejscawia po wielu latach pracy (chociaż są zapewne wyjątki), zatem szansa uzyskania odporności wśród starszych stażem prokuratorów była zdecydowanie niższa. Zaoferowano zatem szybkie awanse, wyższe tytuły uzyskiwane w ekstraordynaryjnych trybach oraz płynące szerokim nurtem profity finansowe, z nagrodami włączenie. Przyjęcie szczepionki, a wraz z tym uzyskanie odporności skutkowało kolejnymi korzyściami. Można bowiem było uniknąć systematycznie podawanych leków, mających wiele ubocznych skutków, pod postacią postępowań wyjaśniających oraz dyscyplinarnych, w niektórych przypadkach także i karnych, a ponadto delegacji do odległych miejsc kwarantanny. Wszystko w imię bezwzględnego posłuszeństwa oraz wyeliminowania wirusa.
Nasuwa się zatem pytanie, jak obecnie wygląda sytuacja wirusologiczna w prokuraturze? Odpowiedź z całą pewnością nie jest łatwa. Niewątpliwie prym wiedzie grupa ludzi zdrowych oraz ozdrowieńców, którzy systematycznie wzmacniani są kolejnymi dawkami szczepionek, bo przecież nadal są władzy potrzebni. W zamian odwdzięczają się wierną służbą. Obok nich funkcjonuje dość duża rzesza osób nie do końca zdiagnozowanych. Dająca nadzieję na zidentyfikowanie objawów, a przy tym unikająca leków oraz szczepionki. Z tego też względu nie wzbudzają specjalnie zaufania. No i w końcu jest grupa prokuratorów zakażonych, przypadków beznadziejnych, którzy w imię czystości grupy zawodowej winni być utrzymywani w izolacji.
Przyznać trzeba, iż nie jest o sytuacja napawająca optymizmem, szczególnie w sytuacji gdy przyjdzie czas budowania nowych standardów prokuratury. Paradoksalnie osoby zdrowe oraz ozdrowieńcy, inaczej niż w przypadku tych zakażonych SARS-CoV-2, nie będą dawały rękojmi właściwego jej funkcjonowania. Konieczność utrzymywania przeciwciał, a w związku z tym także dawkowania szczepionek czynią z nich osoby uzależnione od konkretnych medyków. Nie budzi zaś wątpliwości, że nowa prokuratura bez większego żalu winna się pozbyć wszystkich medykamentów przygotowanych w laboratorium dzisiejszej władzy.
Należy zatem postawić sobie pytanie, czy wirus niezależności można odbudować i jakie kroki należy podjąć, aby to skutecznie uczynić. Wydaje się, że nie powinno być to trudne, albowiem szybciej od wirusa rozprzestrzenia się tylko strach, Jednak w przypadku niezależności prokuratorskiej maksyma ta się nie sprawdza. Musi bowiem upłynąć wiele czasu, aby ostatecznie doszło do zakażenia tym wirusem. Jest to zatem kwestia skomplikowana, wymagająca głębokiej refleksji, a może nawet swoistego katharsis.
Niezależność nie jest cechą, ani przymiotem danym raz na zawsze, a ostatnie lata pokazały to w sposób dobitny. Pamiętać zatem należy, iż niezależność kończy się z chwilą, gdy robimy od niej wyjątek, a raz utracona nigdy nie powraca.
Jarosław Onyszczuk