Na Kaukazie, podczas wojen czeczeńskich, Rosjanie pokazali, jak prowadzą wojnę: najpierw mówią (i pewnie w to wierzą), że miejscowa ludność przywita ich kwiatami, potem, kiedy miejscowa ludność wita ich ołowiem, przechodzą do działań wojennych na modłę rosyjską: czapkami zarzucimy. Ale z tego zarzucania wynika tylko klęska rosyjskiego wojska. Wtedy trzeźwieją i zaczynają prowadzić wojnę według podręcznika, a nie według tego, co w pijanym widzie wymodzi jeden z drugim generał.
Wojna w Ukrainie toczy się według klasycznych rosyjskich wzorców: gwałty, mordy na cywilach, rozstrzeliwanie całych rodzin, bombardowanie szpitali, przedszkoli, szkół, osiedli i oczywiście dezercje jak cholera.
Niedawno zanikło dwóch odpowiedzialnych za klęskę urojeń Putina: minister Siergiej Szojgu i szef sztabu Walerij Gerasimow.
I tu zaczyna się niebezpieczeństwo dla niepodległej Ukrainy. Być może rosyjskim wojskiem zaczną dowodzić profesjonaliści. Ale i tak nie jest źle, Ukraińcy są po prostu lepsi merytorycznie i morale mają wysokie, a Rosjanie pewnie nie zdążą wprowadzić nowoczesnych zasad prowadzenia działań wojennych. Tym bardziej, że gwałcić i mordować cywilów tak przyjemnie i niegroźnie.
Więc może powinniśmy jakoś uczcić Szojgu z Gerasimowem. Na przykład toastem z musztardówki.
Radosław Januszewski
Zdjęcie ilustrujące: Putin, Gierasimow i Szojgu (Wikimedia Commons)