Zdalne rozprawy wprowadzono w postępowaniu cywilnym jako zasadę w tzw. tarczy 3.0 w połowie maja 2020 r., które to rozwiązanie miało obowiązywać przez czas epidemii i rok po jej zakończeniu. Nowością w stosunku do wcześniejszych przepisów o przeprowadzaniu dowodów na odległość było założenie, że uczestnicy posiedzeń jawnych, poza przewodniczącym posiedzenia, nie muszą znajdować się w budynku sądu oraz, że zdalnie może odbywać się cała rozprawa, a nie tylko jej elementy dotyczące postępowania dowodowego.
Niestety przepis o wdzięcznym numerze “15 zzs1” wprowadzono hasłowo bez rozporządzenia wykonawczego szczegółowo określającego, jak w praktyce zdalna rozprawa ma wyglądać. Nie określono zatem ani narzędzi, ani procedury, przy pomocy których takie rozprawy organizować. Nie nałożono też na strony postępowania żadnych obowiązków niezbędnych do udziału w posiedzeniu online, w szczególności obowiązku wskazania sądowi adresu mailowego, na który byłby przesyłany link do zdalnej rozprawy. Od początku było zatem jasne, że rozwiązanie nie przyjmie się szerzej. Przebiegle pozostawiono zatem furtkę, aby “gdy zagrożenie dla zdrowia nie będzie nadmierne”, procedować tradycyjnie w budynku sądu. Kryteria do oceny, jak poziom zagrożenia szacować, na wszelki wypadek nie zostały precyzyjnie określone.
Efekt – wszystkie sądy po wznowieniu rozpraw na przełomie maja i czerwca zaczęły orzekać normalnie, tylko w tzw. reżimie sanitarnym czyli maseczki, dezynfekcja, ograniczenie ilości osób wpuszczanych do budynku sądu, zalecenie przerw, wietrzenia itp. Zapisany w ustawie wyjątek stał się regułą i w zasadzie wszyscy czuli się usprawiedliwieni. Sędziowie, bo sąd nie zapewnił im warunków do rozpraw zdalnych, a prezesi i ministerstwo, bo przecież sędziowie nie są zainteresowani. Zapis jest, ale w praktyce nie funkcjonuje, typowo polskie podejście do problemu.
Do tego w czerwcu chcieliśmy wierzyć, a niektórzy nawet publicznie o tym zapewniali, że epidemia jest w odwrocie. Zapowiadana od początku druga fala zaskoczyła jak przysłowiowa zima drogowców. Niby wszyscy wiedzieli, że przyjdzie, ale nikt się nie przygotował. Całą winę ponosi oczywiście ministerstwo i kierownictwo sądów, bo to oni są odpowiedzialni organizacyjnie za pracę sądów, a sędzia odpowiada tylko za sprawność pojedynczych postępowań.
Oczywiście w czerwcu zaproponowano nam prezentację możliwych do zastosowania rozwiązań informatycznych. Ja osobiście uczestniczyłam w spotkaniu na temat aplikacji Scopia i Teams. Dowiedziałam się, że Scopia jest rekomendowana i opłacona przez ministerstwo, a Teams oferowany przez producenta tymczasowo darmowo w ramach Office 365, ale kwestia zakupu przez mój sąd w przyszłości licencji na to oprogramowanie jest niepewna. Zdecydowałam w kilku sprawach poeksperymentować ze Scopią. Przyjęłam pragmatyczne założenie, że zacznę od pojedynczych połączeń z biegłymi i świadkami, którzy przebywają w dużej odległości od sądu. Wyniki eksperymentu, pomimo bardzo przychylnego podejścia i pomocy ze strony obsługi informatycznej, nie były zachęcające. Problemem było bardzo częste, nawet co parę minut, zrywanie połączenia z naszym systemem ReCourt czyli aplikacją do nagrywania rozpraw, jakość połączenia, co jak mi tłumaczono wynikało z przepustowości łącza internetowego u naszych rozmówców, wreszcie trudności po stronie obsługi takiej rozprawy przez sekretarzy sądowych, którzy zostali przeszkoleni jedynie teoretycznie. W praktyce zaś informacje zawarte w instrukcjach nie chciały się sprawdzać. Przy ostatniej próbie, samo uruchomienie zdalnej rozprawy zajęło 45 minut, połączenie uzyskaliśmy jedynie z dwoma z trzech próbujących wejść na wirtualną salę uczestników, a z sukcesem udało się przesłuchać tylko jednego z nich. Przy drugim system bowiem padł. Strony zapytane o wnioski co do dalszego toku postępowania, zgodnie wniosły, aby skorzystać z tradycyjnej pomocy sądowej, a ja nie oponowałam. Było mi wręcz wstyd zaproponować ponowienie w przyszłości próby połączenia online.
Obecnie dowiedziałam się, że ministerstwo ze Scopii wycofuje się i na dziś rekomendowana jest nowa aplikacja Jitsi, która w Sądzie Okręgowym w Łodzi dopiero jest testowana. Podobno ma być lepsza…
Wiem, że w Sądzie Rejonowym dla Łodzi Śródmieścia poszli inna drogą. Tam według mojego rozmówcy zakupione zostały licencje na Teamsy, których obsługa jest bardziej intuicyjna niż Skopii i które lepiej współpracują z ReCourtem. Od maja przy użyciu tej aplikacji odbyło się kilkadziesiąt rozpraw w całości zdalnie lub hybrydowo, czyli częściowo na sali rozpraw a częściowo zdalnie. Odbyła się też szeroko komentowana medialnie, przeprowadzona przy współpracy z Fundacją Court Watch Polska, rozprawa ze zdalnym udziałem publiczności. Online przesłuchiwane były osoby przebywające za granicą, w zakładach karnych czy lekarze ze szpitala jednoimiennego. Wyniki osiągnięto lepsze niż przy zastosowaniu rekomendowanej przez ministerstwo Skopii, ale skala i tak jest marginalna biorąc pod uwagę ilość wszystkich posiedzeń w sądzie.
Konkluzja jest jednoznaczna, zorganizowanie w sądach pojedynczych rozpraw zdalnych jest możliwe, jednak masowość takiego rozwiązania stanowi jeszcze bardzo daleką przyszłość. Nadto rozprawy planowane są w sprawach cywilnych z dużym wyprzedzeniem, obecnie nawet na maj lub czerwiec 2021 i nie da się przewidzieć jaka wówczas będzie sytuacja epidemiczna. Rozprawa zdalna powinna być zatem opcją, możliwą do wprowadzenia z dnia na dzień, bez zmieniania wszystkich innych parametrów posiedzenia. Zdecydowanie nie jest to jednak zadanie dla sędziów liniowych. Sędzia ma być merytorycznie przygotowany do rozprawy, a czy strony w tej rozprawie będą na żywo czy online, to jest kwestia czysto organizacyjna, którą powinien zapewnić dyrektor i prezes sądu we współpracy z Ministerstwem Sprawiedliwości.
Ewa Maciejewska
sędzia Sądu Okręgowego w Łodzi