Jakiś czas temu opublikowałem na tym portalu felieton „Oddział szturmowy” – próbuję wskazać tam na pewne instrumentalne (a nie ideowe!) podobieństwo pomiędzy rozwiązaniami tzw. ustawy dyscyplinującej a niektórymi propozycjami tzw. kilońskiej szkoły prawa karnego.
Tekst spotkał się z krytyczną oceną ze strony niektórych prawicowych portali internetowych. Autorzy tych krytycznych opinii nie podjęli jednak merytorycznej polemiki, wyrazili tylko swoiste oburzenie samym porównaniem, abstrahując przy tym od moich metodologicznych zastrzeżeń i dosyć wybiórczo dobierając cytaty z mojego tekstu.
Postanowiłem jednak pójść tym śladem i dalej poszukiwać pewnych werbalnych i instrumentalnych podobieństw całej tzw. reformy wymiaru sprawiedliwości z pewnymi znanymi z przeszłości pomysłami. Za punkt wyjścia posłużył mi tekst Staat, Bewegung, Volk (Państwo, ruch, naród) Carla Schmitta z 1933 roku. To niewielkie opracowanie, wprawdzie nietypowe w całym dorobku Carla Schmitta, ale na swój sposób charakterystyczne dla jego twórczości w latach 1933-1936, składa się z czterech części, w których autor omawia kolejno: sytuację konstytucyjną po dojściu Hitlera do władzy; trójpodział jedności politycznej; relację pomiędzy dwuczłonową konstrukcją państwa liberalnej demokracji a niemieckim państwem urzędniczym; wodzostwo i tożsamość gatunkową (rodzajową) jako podstawowe pojęcia narodowosocjalistycznego prawa.
W kilku miejscach tekstu pojawia się też kwestia sędziów i sądów. Nie będę szczegółowo komentował tych punktów, ograniczę się jedynie do ich zacytowania. Niech czytelnicy sami sobie skonfrontują treść tych fragmentów z tym, co od paru lat słyszą z ust polityków PiS-u jako uzasadnienie dla tzw. reformy wymiaru sprawiedliwości i sami wyciągną z tego wnioski.
Przykład pierwszy
„Powiązanie Państwa i Partii nie daje się uchwycić za pomocą dotychczasowych kategorii państwa i nie-państwa, partii i nie-partii. Wszystkie zbudowane na takich alternatywach (odpowiadające liberalnemu ideałowi procesu znajdowania prawdy, dokonującego się wśród nieustających sporów prawnych) ingerencje sądów w sprawy Państwa i Partii przeczą trójdzielnej konstrukcji Państwa. Będzie rzeczą konieczną zapewnienie czystego rozgraniczenia różnych sfer przez sprawdzone urządzenia, jak te służące tzw. lokalizowaniu konfliktów i uchronienie sądów w interesie ich niezależności przed zagrożeniami ze strony sfery politycznej. Nasuwa się bowiem przypuszczenie, że otwarci i ukryci wrogowie nowego państwa posłużą się starym środkiem politycznym, polegającym na przedstawieniu jakiejś kwestii jako „kwestii czysto prawnej”, by zaciągnąć Państwo i Ruch przed sąd, oraz że – odwołując się do argumentu równości stron, wynikającej z logiki procedur procesowych – zechcą wynieść się do pozycji równoprawnej w stosunku do Państwa i Ruchu. Uprawnienia kontrolne, jakie przypisywały sobie sądy w stosunku do ustaw Rzeszy (…), nie wchodzą w grę w stosunku do ustaw Rządu Rzeszy. Albowiem, po pierwsze, to uprawnienie ustawodawcze Rządu Rzeszy ma charakter prawnokonstytucyjny, po drugie zaś w wypadku owych ustaw rządowych chodzi zarazem o działania rządu, który przez prawo wydawania ustaw odbudował prawdziwe pojęcie „rządu”, po trzecie wreszcie taka ingerencja sądów da się usprawiedliwić jedynie przez dwudzielną koncepcję państwa i nie-państwa (…), całkowicie nie pogodzenia jest ona wszelako z nową trójdzielną całościową strukturą jedności politycznej”.
Przykład drugi
„Wewnętrzna organizacja i dyscyplina Partii będącej nośnikiem Państwa i Narodu jest jej własną sprawą. Musi ona przy zachowaniu najsurowszej samoodpowiedzialności sama z siebie wytworzyć własne miary. Instancje partyjne, na których ciąży ten obowiązek, winny przyjąć na siebie funkcję, od której zależy ni mniej, ni więcej, tylko los Partii, a tym samym los jedności politycznej Narodu niemieckiego. Tego wielkiego obowiązku, w którym kondensuje się także całe niebezpieczeństwo polityczności, nie może z Partii czy SA zdjąć żadna inna instancja, a już najmniej procedujący zgodnie wedle formuł prawnych burżuazyjny sąd. Tu zdana jest ona wyłącznie na siebie”.
Przykład trzeci
„Zarówno „obiektywność” warstwy urzędniczej, zwłaszcza „niezależność” sędziów, jak i apolityczny charakter sfery samorządu lokalnego ze wszystkimi zaletami i dającymi pewność właściwościami apolityczności możliwe są jedynie dzięki temu, że i ta pierwsza, i ten drugi podporządkowane są przywództwu politycznemu oraz decyzjom politycznym Ruchu będącego nośnikiem Państwa i Narodu. Ten jest z kolei w specyficznym sensie politycznym elementem wspólnoty, jako dynamiczny motor naprzeciw statycznego elementu aparatu władzy, zależnego od unormowań i kryjących się w nich rozstrzygnięć politycznych, oraz jako polityczny gwarant odpolitycznionego samorządu komunalnego lub zawodowego”.
Przykład czwarty
„Efektem jest zawsze sądownictwo zamiast przywództwa politycznego. Sędzia prowadzący proces nie jest przywódcą politycznym, a metody dzisiejszego sporu prawnego nie są wzorem dla kształtowania państwa wodzowskiego. W decydującym politycznie przypadku normatywizacja i procesualizacja oznacza jedynie związanie rąk przywódcy z korzyścią dla nieposłusznego; równorzędność stron oznacza zrównanie wroga państwa i narodu z towarzyszem państwowym i narodowym; rozstrzygnięcie dokonywane przez niezależnego sędziego oznacza jedynie podporządkowanie przywódcy i członka ludu nieponoszącemu odpowiedzialności politycznej nie-przywódcy”.
Przykład piąty
„Istnieje tu tylko jedna droga; państwo narodowosocjalistyczne wkroczyło na nią z wielkim zdecydowaniem, a sekretarz stanu Freisler opatrzył ją najwyrazistszym hasłem, wyrażającym się w postulacie: „Nie reforma prawa, lecz reforma prawników”. Skoro nadal ma istnieć niezawisły wymiar sprawiedliwości, a mimo to nie jest możliwe mechaniczne i automatyczne przywiązanie sędziego do uprzednio stanowionego unormowania, to wszystko zależy od właściwości i formacji naszych sędziów i urzędników”.
Pewnie się spotkam z zarzutem, że tym razem to ja wyrywam poszczególne zdania z kontekstu. Możliwe, ale to chyba dobrze, ponieważ wydźwięk całego kontekstu triady państwo-ruch-naród tworzącej jedność polityczną jest jeszcze gorszy niż podane wyżej cytaty. Mam nadzieję, że tym razem konserwatywni prawicowi komentatorzy się nie oburzą – wszak cytuję tylko dosłownie ich ulubionego filozofa polityki.
Jerzy Zajadło
profesor nauk prawnych, specjalista w zakresie teorii i filozofii prawa, wykłada na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego
Szczególnie ostatni cytat „Nie reforma prawa lecz reforma prawników” jest wyjątkowo aktualny. To przecież dokładnie to co do tej pory robił PiS. Sądziłam przez chwile, że to Ziobro tak się zapędził w swojej nienawiści do prawników, że tworzy ten chaos. Ale tu widać jak w zwierciadle, kto za tym wszystkim stoi. To przecież ulubione dogmaty Kaczyńskiego. Impossibilizm prawny, republika trybunalska, dyktatura prawników. Tak to Kaczyński popędza swoich akolitów. Dobrze, że jesteśmy w Unii europejskich i mamy pokolenie prawników wychowanych na wartościach europejskich.