I kto by pomyślał zeszłej jesieni, że Nowy Rok przywitamy z nadal nierozwiązaną sprawą prezesa NIK… Powstała sytuacja – nie do pomyślenia w nawet niewielkiej polskiej gminie (tam po miesiącu znaleziono by wyjście) – jest, jak się okazuje, nie do załatwienia na najwyższym szczeblu państwowym. Może warto zwrócić tu uwagę, że w nazwę NIK jest wpisany aż nadto wyraźnie początek greckiego słowa „nikao” znaczącego tyle co „zwyciężać”, a z którego wywodzi się też miano Nike, skrzydlatej bogini zwycięstwa. Miast więc mówić o finale afery, zasadnym jest raczej pytanie, kto w niej zwycięży. A ponieważ zgodnie z art. 205 Konstytucji kadencja szefa NIK trwa 6 lat, niech będzie pocieszeniem graniczna data poznania odpowiedzi – rok 2025. Na razie jesteśmy przegrani. Wszyscy, bez wyjątku. Nie tylko Marian Banaś.
Ubiegły miesiąc upłynął pod znakiem wznowienia ataków na polskich sędziów. Wziął w tym udział m.in. prezydent Andrzej Duda, nie zważając wcale na miarkującą treść art. 10 Konstytucji o podziale i równowadze władz. Jedna z jego wypowiedzi („Poziom zakłamania tego towarzystwa mnie osłabia”) jest godna zapamiętania z uwagi na jej specyficzny, dość nerwowy język. Pewno prezydent dobrze wiedział, że posłowie PiS raz dwa uwiną się z sądową ustawą kagańcową, a on nijak nie zdąży ze złożeniem na niej swego podpisu jeszcze przed Świętami. Owszem, gdyby senat był w pisowskich rękach, mielibyśmy kolejny „prezent” pod choinką i byłoby już dawno po wszystkim. Ale tak wcale nie jest, a dokładniej – do dzisiaj nadal nie jest! Nie dość tego… W dniu pierwszego czytania wspomnianej ustawy, 19 grudnia, prezydent był z jednodniową wizytą na śródziemnomorskiej wyspie, gdzie odwiedził polskich żołnierzy należących do sił międzynarodowych. Choć w Europie jest wiele wysp, i małych, i dużych, ta właśnie – Sycylia – z praworządnością najmniej się kojarzy. Chyba, że jestem w błędzie, i „Ojca chrzestnego”, wydanego notabene równo pół wieku temu, nikt już u nas nie czyta, a już w żadnym wypadku – nie ogląda.
Senator K. miał zwyczaj kończyć swoje wystąpienia, bez względu na ich temat, zawsze takim samym ozdobnikiem. Sprawa jest powszechnie znana, więc przypomnę, że idzie o Katona Starszego, który przy każdej okazji domagał się zniszczenia Kartaginy. Ten monotonny sposób przedstawiania swoich postulatów przeszedł do historii również dlatego, że koniec końców żądaniu mówcy stało się zadość. Również i dzisiaj nie ma żadnych przeszkód, w tym proceduralnych, by ten starożytny zwyczaj wskrzesić, i to w dobrych, a nie destrukcyjnych, celach. Proponuję zatem, by posłowie opozycji po każdym swoim wystąpieniu dodawali zdanie „Poza tym uważam, że należy ujawnić listy poparcia do KRS” – jeśli nawet nie wszyscy, to przynajmniej jeden, najlepiej najmłodszy z ich grona. Jak długo bowiem sejfy w sejmowej kancelarii są zamknięte na siedem spustów, taka jednozdaniowa droga do historii stoi otworem. Kto będzie pierwszy?
Marian Sworzeń
Prawnik, pisarz, członek PEN Clubu – autor książek „Dezyderata. Dzieje utworu, który stał się legendą”, „Opis krainy Gog”, „Czarna ikona – Biełomor. Kanał Białomorski. Dzieje. Ludzie. Słowa”.