Przyznam otwarcie, Drodzy Czytelnicy, że chciałbym czasem pisać także na tematy niezwiązane z rzecznikami dyscyplinarnymi bądź członkami klubu dyskusyjnego im. Z. Ziobry. Ale nie da się. Po prostu nie da się. Rzeczywistość wyprzedza kabaret. Niestrudzeni w swej szkodliwej działalności rzecznicy dyscyplinarni przekraczają kolejne, zdawałoby się nieprzekraczalne, granice śmieszności.
Ścigać sędziów (o przepraszam, żeby być precyzyjnym: domagać się wszczęcia postępowania wyjaśniającego), którzy ośmielili się stwierdzić przewlekłość w sprawie sędziego zastępcy, tego by sam mistrz Bareja nie wymyślił.
A przecież panowie rzecznicy mają kolejne wyzwania. Oto Sąd Okręgowy w Warszawie ośmielił się nie uwzględnić wniosku sędziego Radzika o zakazanie Gazecie Wyborczej pisania o jego aktywności w pewnych kręgach towarzyskich. Jak nic szykuje się postępowanie o eksces orzeczniczy. Idąc śmiałym szlakiem wytyczonym przez sędziego Lasotę, sędzia Radzik w zasadzie mógłby sam sędziom, którzy w jego sprawie wydają błędne orzeczenia, przedstawić odpowiednie zarzuty. Myślę, że wiedziałby jakie…
Nie wiem, czy panowie rzecznicy oglądali kultowy film Marka Piwowskiego. Ale chcąc uprzedzić jakiegoś życzliwego informatora spieszę donieść, że całkiem niedawno słyszałem jak dwóch sędziów w moim miejscu pracy bardzo niepochlebnie wyrażało się o poczynaniach rzecznika dyscyplinarnego i jego zastępców. Wyjawiam to, bo chcę walczyć o łagodniejsze potraktowanie mojego uchybienia. Wszak mogłem sporządzić z tego, co słyszałem, notatkę służbową, zawiadomić prezesa sądu, prokuraturę (co najmniej regionalną) i samego rzecznika Schaba.