Niezmiennie dobre samopoczucie i wysokie mniemanie o własnym znaczeniu i własnych kwalifikacjach nie opuszcza pań i panów z tzw. izby dyscyplinarnej SN.
Gdy ktoś, kto
– startował w nieważnym konkursie na nowo utworzone stanowiska sędziów SN
– został przedstawiony do powołania na stanowisko sędziego SN przez nielegalnie wybrane ciało zwane krs
– został powołany do organu będącego de facto nieprzewidzianym przez Konstytucję w czasie pokoju sądem specjalnym
poucza Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej o prawidłowym postępowaniu, to na myśl przychodzi mi kabaretowa fraza, iż choć strzelono gola, to bramkarz radziecki nie uznał tej bramki.
Ja nawet po ludzku mogę zrozumieć, że ktoś chce poczuć się ważny i doceniony. I do tego poczuć dreszczyk chwili na sali rozpraw, gdy się zasiada za stołem sędziowskim, ubranym w pełne dostojeństwa togi sędziów SN. Znam to uczucie. Dawno temu na balu karnawałowym w szkole podstawowej, gdy paradowałem w białym kimonie judoków, czułem się prawie jak Bruce Lee.
Choć palmy medialnego pierwszeństwa nie odbierzecie Państwo pewnej pani sędzi, co pokochała szklany ekran,
https://www.youtube.com/watch?v=hUvo5YR2ooY
to może jednak warto pójść tą właśnie drogą ? Bo to i splendor i popularność i profity.
A Sąd Najwyższy pozostawić legalne powołanym sędziom, wyłonionym w prawdziwym konkursie prowadzonym przez Krajową Radą Sądownictwa, a nie gremium podające się za KRS.
*Autor blogu jest sędzią w jednym ze stołecznych sądów. Publikujemy za jego zgodą.