3 lipca 2018 roku polski kryzys konstytucyjny wszedł w nową fazę a ostatnie zmiany legislacyjne dotyczące Sądu Najwyższego wskazują jasno, że zmierzamy do całkowitego upolitycznienia polskiego sądownictwa. Niebawem Sąd Najwyższy, któremu kierunek nadawali Adam Strzembosz i Stanisław Zabłocki stanie się Sądem Najwyższym, o którego jakości decydować będą Adam Tomczyński i Stanisław Piotrowicz. Jest jasne, że takiemu obrotowi spraw trzeba się przeciwstawiać. Stąd też nasiliły się w ostatnich tygodniach zbiorowe protesty.
Zastanawia mnie, czy protesty te mogą być bardziej skuteczne. Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba najpierw zdiagnozować kilka ryzyk, które czyhają na protestujących.
Po pierwsze, inflacja protestów. Protesty w sprawie sądownictwa odbywają się niemal codziennie, organizowane przez wiele podmiotów. To powoduje, że powszednieją i rozmieniają się na drobne. Dodatkowo, ponieważ protestów jest wiele i odbywają się w różnych miejscach, dochodzi problem koordynacji i poinformowania o dacie i miejscu, które nie są przecież stałe.
Po drugie, frekwencja. Miedzy innymi z powodu inflacji protestów na niektórych protestach liczba protestujących jest niska. To zniechęca i daje pożywkę do kpin. W mediach społecznościowych zwolennicy rządu z lubością pokazują jakiś niezbyt liczny protest, opatrując go kpiącym „w mieście, które liczy kilkaset tysięcy mieszkańców pod sądem protestuje 14 osób”
Po trzecie fokus, czyli skupienie się na jednym temacie. W sposób naturalny spontanicznie organizowane protesty przyciągają ludzi walczących o rozmaite ważne publiczne sprawy. Z tego powodu coraz częściej w czasie protestów, zwłaszcza w Warszawie, pojawiają się wystąpienia związane nie tyle bezpośrednio z praworządnością, co z innymi ważnymi społecznie tematami. W proteście, w którym brałem udział w lipcu, bezpośrednio przed moim wystąpieniem ze sceny dość agresywnie mówiono o klerykalizacji życia publicznego w Polsce. W rozmowie z kolegą, który aktywnie działa w Klubie Inteligencji Katolickiej, usłyszałem, że on i wielu jego znajomych chętnie poszłoby na protest, ale nie wyobraża sobie protestowania razem z uczestniczkami czarnych marszów, które w czasie protestów wypowiadają się na temat konieczności legalizacji aborcji. Tak złożony jest świat, czy tego chcemy, czy nie. Czy w związku z tym powinniśmy się pokłócić? A może raczej uznać, że obrona praworządności jest wspólnym mianownikiem, który może połączyć tak różne środowiska, jak KiK i aktywistki Czarnego Marszu? Skupmy się więc na tym, co nas łączy, nie na tym, co nas dzieli i w czasie protestów mówmy o praworządności.
Po czwarte, ego organizatorów protestów. Nie mam na myśli konkretnych osób, ale dochodzą mnie słuchy, że pogłębiają się spory pomiędzy liderami kluczowych organizacji odpowiedzialnych za protesty. Ponownie – taki jest świat, że ludzie na tyle odważni, aby publicznie występować w obronie wartości, to jednocześnie ludzie z charakterem i dużym ego. To jest taki psychologiczny pakiet.Powyższe problemy może rozwiązać pomysł, który jest starszy niż polityczna kariera Jarosława Kaczyńskiego: cykliczne, zrytualizowane protesty/marsze, upamiętniające jakieś wydarzenie. Mówią, że pierwszy naprawdę skutecznie zastosował ten pomysł Chomeini, który po rewolucji irańskiej co 40 dni organizował uroczystości upamiętniające męczenników islamskiego przewrotu. W tym ujęciu miesięcznice smoleńskie były po prostu naśladowaniem tej tradycji cyklicznej, długotrwałej mobilizacji grupy wyznającej podobne wartości. A jest to tradycja warta rozważenia, nie ze względu na jej wyznawców, ale ze względu na mobilizacyjną skuteczność.
Protest organizowany w całej Polsce, w tym samym miejscu (pod Sądem Najwyższym), tego samego dnia (np. 3 dnia każdego miesiąca, aby przypominać o dniu, w którym haniebna ustawa o SN weszła w życie), miałby większą moc i bardziej wyrazistą wymowę. To rozwiązywałoby problem inflacji protestów – nie da się z taką samą siłą i przekonaniem manifestować codziennie, ale siłę można pokazać raz w miesiącu.
Protest organizowany jednego dnia miesiąca w całej Polsce byłby nie tylko bardziej efektywny, ale i bardziej efektowny. Można by rzucić nań wszystkie siły, do odśpiewania hymnu zaprosić pod SN kilkudziesięcioosobowy chór, a na scenę zaprosić tłum znanych ludzi, którzy dzięki swojej rozpoznawalności mogą lepiej dotrzeć z przekazem obrony konstytucji do nieprzekonanych. Jeśli dodatkowo oprawa protestu byłaby podobna do protestów z lipca 2017 roku, podniosła, spokojna, z dodatkiem teatrum w postaci świec, jest szansa na piękną i mądrą uroczystość, która przyciągnie więcej osób, w tym więcej osób młodych. To może rozwiązać problem liczebności.
Sam organizacja cyklicznych, comiesięcznych spotkań nie rozwiąże problemu skupienia się na problemie praworządności i nie rozwiąże problemu konfliktów personalnych wśród organizatorów. Rozwiązaniem tych problemów mogłoby być powołanie honorowego komitetu protestów w obronie demokracji, w skład którego wchodziliby tak powszechnie szanowani ludzie, jak Władysław Frasyniuk czy Henryk Wujec. Komitet zatwierdzałby program protestów i dbał o jednolitość tematyki, która pozwoliłaby uczestniczyć w protestach ludziom o rozmaitej aksjologicznej proweniencji.
Ktoś mógłby powiedzieć, że miesięcznice konstytucyjne to przerost formy nad treścią. Oczywiście, sprawa konstytucji powinna bronić się sama. Ale doświadczenie pokazuje, że sama się nie obroni. Cykliczne, comiesięczne spotkania dałyby ludziom poczucie rytuału i przynależności. Ich powtarzalność miałaby charakter społecznej mantry, wskazującej, że protesty mogą trwać bez końca, co daje siłę.
Powtarzalne, podobne w konstrukcji protesty, rozpoczynane polskim hymnem i odczytaniem preambuły Konstytucji, a kończone publicznie odczytanym aktem oskarżenia przeciwko politykom łamiącym Konstytucję, miałyby w sobie dużo teatrum, którego potrzebuje praworządność. Już od dawna mówi się, że wartości liberalne, takie właśnie, jak praworządność, muszą być promowane w sposób populistyczny, jeśli mają dotrzeć do szerokich grup społecznych. Dlatego uważam, że powinniśmy zacząć organizować podniosłe konstytucyjne miesięcznice i organizować je tak długo, aż praworządność w Polsce zostanie przywrócona.
Marcin Matczak
Tekst pochodzi z blogu UR (www.marcinmatczak.pl)
Świetny pomysł SZACUNEK
Czy jest sens bronić demokratycznego państwa prawa w ten sposób, że uwypuklamy akcenty nacjonalistyczne i zaściankowe: śpiewanie hymnu, czytanie lokalnej anachronicznej konstytucji, która po pierwsze w owej preambule dzieli obywateli na lepszych (“wierzących”) i gorszych (“z innych źródeł”), a mieszkańców-nieobywateli ignoruje, po drugie niebawem będzie przecież konstytucja Republiki Polskiej z 1997 wymieniona, tak że wszelkie odwołania do “konstytucji” są PUSTE, jeżeli nie wskazujemy, którą konstytucję mamy na myśli. Strategia, którą Marcin zarysowuje (mam na myśli owe akcenty, które dla mnie są nacjonalistyczne, prymitywne epatowanie polskością + granie na emocjach tłumu + promowanie kultu “konstytucji” zamiast wiedzy o zasadach demokratycznego państwa… Czytaj więcej »
Świetny pomysł Panie Profesorze! Zróbmy to, ale niech Pan przynajmniej w początkowej fazie tej inicjatywy będzie jej twarzą! Gwarantuję wówczas sukces! ✌️.
Tak powinno się demonstrować. To zwiększy wymowę naszego protestu i powinno zjednoczyć ludzi
Dwa lata zajęło, żeby taka oczywista oczywistość wylazła na wierzch. Oczywiście TAK!
Swietna propozycja, konieczny staly termin i autoryzacja.