3 maja, w rocznicę uchwalenia pierwszej polskiej Konstytucji i na 3 tygodnie przed 20. rocznicą zatwierdzenia najnowszej ustawy zasadniczej przez społeczeństwo, Andrzej Duda ogłosił, że zapragnął swojego referendum. Najważniejszego – oceniającego obowiązującą konstytucję.
Bądźmy realistami – to nie pan prezydent ma potrzebę dokonania zmiany ustawy zasadniczej, o nie… On wszak jest ledwie uchwytem do długopisu i swoim uroczym ple-ple przekazuje cudze opinie i decyzje: autorem przebiegłego planu jest z pewnością gospodarz nieciekawego gabinetu na ulicy Nowogrodzkiej.
Pozakonstytucyjne zmiany prawa i praktyka rządzącej od listopada 2015 roku większości, niszczące podstawowe instytucje nie mogą zaspokoić pragnień prezesa państwa. Jego plan szybkiej przebudowy społeczeństwa i całej Polski opóźnia się. Pomniki brata i trzyletnia rezerwacja Krakowskiego Przedmieścia nie wystarczają. Likwidacja gimnazjów, zgoda na amatorską rekonstrukcję Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod nazwą Obrony Terytorialnej, dokonana demolka Trybunału Konstytucyjnego i przygotowywana – sądownictwa, obezwładnienie prokuratury, zniszczenie służby cywilnej, zamachy na swobody twórcze i ochronę środowiska, ograniczenie wolności zgromadzeń, zawłaszczenie bez reszty mediów niegdyś publicznych itd. to za mało. Chodzi bowiem o więcej i szybciej. A tymczasem na drodze stają coraz liczniejsze grupy społeczne – wściekłe kobiety, zirytowani sędziowie i inni prawnicy, wkrótce rolnicy, górnicy i już – nauczyciele; przeszkadza także sama konstrukcja prawa, które nie daje się obejść (konieczność uchwalania ustaw, co jest nużące i zabiera tyle cennego, coraz szybciej uciekającego prezesowi czasu), wciąż niezależne media, wreszcie – te cholerne instytucje i rządy zagraniczne jak i zobowiązania międzynarodowe, które pętają ręce Wielkiego Przebudowniczego.
Jeśli nie można osiągnąć celu w warunkach istniejących, należy je zmienić, zmieniając zasady. Czyli – w tym przypadku – ustawę zasadniczą. Pretekst, wymyślony, lub tylko podany publiczności przez A. Dudę – 100 artykułów nowej konstytucji na stulecie odzyskania niepodległości (w PRL mieliśmy 1000 szkół na 1000-lecie), nie ma nic wspólnego z rzeczywistymi potrzebami kraju. Potrzeby ma prezes naszego państwa, potrzebę wzięcia za mordę Polaków w pierwszej kolejności. Jeżeli jakiś naiwniak jeszcze w to wątpi, niech zapozna się z poprzednim projektem konstytucji autorstwa Prawa i Sprawiedliwości, opublikowanym w styczniu 2010 roku. Ponieważ tekst jest trudno dostępny – PiS usunął go skrzętnie ze swojej strony internetowej, proponuję lekturę analizy tego projektu.
Widać z niego, że już wtedy Jarosław Kaczyński pragnął zbudować państwo nie tyle narodowe, co państwo PiS. Jeśli ktoś sądzi, że przez 7 lat coś się w nim zmieniło, to potwierdzam – wzrosła determinacja.
Pan Kaczyński, rękami pana Dudy zrobi wszystko, by obalić w pozornie demokratyczny sposób dotychczasowy porządek. Każda przeszkoda, każdy człowiek, stojący mu na drodze, zostanie usunięty. Taka jest logika.
Uważam, że opozycja powinna podjąć rękawicę. Nie wzywać do absencji, tylko wręcz przeciwnie, do gremialnego uczestnictwa w plebiscycie (bo temu referendum trzeba będzie nadać właśnie charakter plebiscytu), by odrzucić chore rojenie o władzy absolutnej nadanej przez mitycznego suwerena.
Przypomnę tu przypadek generała de Gaulle’a, który sromotnie przegrał referendum w 1969 roku. Społeczeństwo francuskie potrafiło dokonać czegoś wydawałoby się trudnego do osiągnięcia (minął ledwie rok od paryskiego Maja’68 i zwycięskich dla gaullistów wyborów) i odrzuciło projekt reformy Senatu. I w istocie nie chodziło o tę reformę, tylko właśnie o władzę generała de Gaulle’a.
Nie ma powodu wątpić w możliwość zjednoczenia się polskiego społeczeństwa przeciwko pomysłowi zmiany konstytucji. Myślę, że plebiscyt będzie gorzką lekcją dla Jarosława Kaczyńskiego.
To może być właśnie ten moment zwrotny, po którym władza chorego na nienawiść człowieka rozsypie się w pył.
Referendum – TAK! Odpowiedź na pytanie: NIE!
Piotr Rachtan