Nie ma czegoś takiego jak „neo-sędziowie” – mówi w Kanale Zero profesor Ryszard Piotrowski, mój szanowny kolega z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, uzasadniając tę dziwną tezę przez osiemnaście minut. Nie ma takiego miasta „Londyn” – chciałoby się powiedzieć.
Argument, którego Profesor użył, jest zadziwiający. Nie ma czegoś takiego jak „neo-sędziowie”, bo nasza konstytucja o nich nie wspomina, nie wspomina o nich także prawo o ustroju sądów powszechnych.
Nie ma na przykład w konstytucji i naszych ustawach słowa „hejt”. Podobnie jak „neo-sędziowie”, to określenie publicystyczne, więc można zgodnie z tezą Profesora odetchnąć. Jest Lądek, Lądek Zdrój, jest zniesławienie, ale hejtu nie ma, więc nie ma co się nim przejmować.
Smutne to wszystko. Słucham tego profesorskiego wywodu i zdaje się, jakby Profesora nie było tu z nami przez ostatnie 20 lat. Mówi dwadzieścia minut i ani razu nie wspomina o orzeczeniach sądów europejskich – i Trybunału Sprawiedliwości UE, i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, które zakwestionowały legalność neo-KRS, a tym samym zakwestionowały legalność rekomendowanych przez nią sędziów, później powoływanych przez prezydenta.
Dla Profesora zatem najwyraźniej nie ma czegoś takiego jak Europa – dla niego to pewnie określenie publicystyczne, nie prawne.
À propos! Tak trafiamy na inny argument za tezą, że nie ma czegoś takiego jak „neo-sędziowie”. Nie profesorski, a internetowy. Otóż pojawił się głos, że nie ma żadnych orzeczeń sądowych, które kwestionują status osób rekomendowanych przez neo-KRS. Są tylko orzeczenia kwestionujące status izb Sądu Najwyższego, na przykład Dyscyplinarnej czy Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych.
Otóż idąc za nim, można śmiało powiedzieć, że w Polsce nie ma już nieprzygotowanych do lekcji uczniów – to klasa jest nieprzygotowana. Nie ma więc komu postawić jedynki.
To nie kierowca autobusu szkolnego nie ma ważnych uprawnień do kierowania – to autobus nie może dalej jechać i to on powinien dostać mandat, nie ten Bogu ducha winny człowiek.
Wreszcie według tego argumentu to nie osoba powołana do sądu nielegalnie jest neo-sędzią, przebierańcem, udawaczem, i to nie ona powoduje, że sąd jest niewłaściwie obsadzony i zamiast wyroków wydaje nic niewarte świstki papieru.
Sąd jest niewłaściwie obsadzony nie wiadomo czym. Może paprotkami, może jakimiś krzakami. Na pewno nie neo-sędziami, bo to określenie publicystyczne.
I trzeba przyznać profesorowi Piotrowskiemu, że w stosowaniu argumentu z ustawowego niebytu jest konsekwentny. W opinii na temat KRS, którą przedstawił cztery lata temu, 11 stycznia 2020 roku, a która jest dostępna w internecie, ani razu nie pojawia się publicystyczny termin „neo-sędzia”.
Profesor pisze jedynie w konkluzji: „Powołania sędziowskie, dokonane przez Prezydenta RP na wniosek KRS, która nie jest organem konstytucyjnym w rozumieniu art. 186 Konstytucji RP (z uwagi na jej ukonstytuowanie, funkcjonowanie oraz wykonywanie powierzonych zadań w sposób sprzeczny z art. 186 Konstytucji) należy uznać za wadliwe” oraz
„Osoby w ten sposób powołane przez Prezydenta nie mają statusu sędziego w rozumieniu art. 179 Konstytucji RP”.
Tych trzech zatem, którzy zdecydowali, że Bodnar niewłaściwie odwołał Barskiego, nie miało statusu sędziego według opinii Profesora Piotrowskiego z 2020 roku. Ale w 2024 według tego samego Profesora już mają i Bodnar jest gorszy niż Ziobro, bo ich nie szanuje.
Ale nic to. Najważniejsze, że nie wolno mówić „neo-sędzia”, bo to określenie publicystyczne. I nie ma takiego miasta „Londyn”.
Marcin Matczak
Udostępniamy ten komentarz, opublikowany wcześniej na profilu FB autora, za jego zgodą.
Ilustracja: Kadr z filmu Stanisława Barei „Miś”
To znaczy, że są sędziowie niestatutowi.
Niestatusowi raczej