Proszę, by poprzez pryzmat tego tytułu nie postrzegać mnie jako mizogina. Ot… tak mi się skojarzyło, lecz absolutnie moje myśli nie idą w kierunku płci, nawet w kontekście „vive la petite différence!”, który to kontekst jest mi znaczeniowo o wiele bliższy.
Ad rem…
Jakiś czas temu zwróciła moją uwagę zmiana w wypowiedziach jednego z moich znajomych, którego dotychczas miałem za wzór dbałości o wartości, które również mi są bliskie. Jakiś taki małomówny w ogóle się zrobił, a potem zaczął się wypowiadać w taki sposób, że zacząłem podejrzewać, że chłop – mówiąc kolokwialnie – oczadział. Potem, przypadkiem się dowiedziałem, że małżonka rzeczonego otrzymała intratną posadę w Bardzo Ważnym Urzędzie, w którym zatrudnienie może być postrzegane niekoniecznie jako wyraz doceniania profesjonalizmu, lecz raczej zawsze budzi wątpliwości, czy nie jest wyrazem wdzięczności za postawę przychylną względem aktualnie rządzących. Dziś małżonka kolegi ponoć już nie pracuje, gdzie pracowała, a kolega ponoć odzyskał dawną werwę. Ale jakoś tak mi kontakty osłabły, stąd piszę „ponoć”, bo tylko tak słyszałem, ale sam nie rozmawiałem i specjalnie się do tego nie palę.
Całkiem niedawno zauważyłem, że w ostrym piórze pewnego cenionego przeze mnie Profesora zaczęła się tępić stalówka. Jakoś słowa dotyczące praworządności zaczęły być pisane dziwnym, koślawym pismem. Początkowo nawet myślałem, że Pan Profesor przeszedł na wyższy, niedostępny dla mnie level naukowy i przestałem rozumieć z powodu niedoskonałości mojego umysłu, do której ze smutkiem się przyznaję. Pewnie dalej bym pozostawał w tym niezrozumieniu i jeszcze bym popadł w kompleksy, gdyby mi pewien znajomy nie wrócił uwagi, że małżonka (partnerka) rzeczonego Profesora jest tą samą osobą, której różne wpisy w Internecie były – ujmując to możliwie delikatnie – dość mocno zaangażowane w prezentowaniu niechęci względem opozycji. Również i ta małżonka uzyskała posadę w Bardzo Ważnej Instytucji, która od pewnego czasu przestała mi się kojarzyć z obroną wartości państwa prawa, choć tak właśnie kojarzyć się powinna. Dziwnym trafem zatrudnienie zbiegło się w czasie z popsuciem się profesorskiego pióra.
Dziś, spacerując nadmorskim bulwarem rzuciłem okiem w komórkę na Facebooka, gdzie pod pewnym postem znajomi i całkiem nieznajomi zastanawiają się nad treścią artykułu w poważnej gazecie, napisanego piórem pewnego poważnego Adwokata. Artykułu, za który każdy aplikant adwokacki powinien z hukiem wylecieć z adwokatury za skrajną głupotę, tudzież za lekceważenie tych konstytucyjnych wartości, których obronie ma służyć praca i postawa każdego adwokata i każdego przyzwoitego prawnika. Których lekceważyć adwokatowi nie wolno.
Zrobiłem krótki research – na ile mi słabiutki zasięg pozwolił – wrzucając wujkowi Google nazwisko Pana Mecenasa w skojarzeniu ze słowami „powołanie” „konkurs”, „wolne stanowisko” i takie tam podobne. I… nic.
Co pomyślałem ?
Ano właśnie „cherchez la femme”. Stwierdziłem, że jak dojadę do domu, poszukam i na pewno coś znajdę.
Jednak… nie zdążyłem wrócić znad morza, gdy… BUM ! Pod postem ukazał się kolejny wpis z linkiem rozwiewającym wszelkie wątpliwości.
Wracając do początku:
Nie zawsze jest to małżonka/małżonek, partnerka/partner. Czasem jest to córka, która została asesorem w sądzie, w prokuraturze, czasem syn, który aplikuje w kancelarii adwokackiej specjalizującej się w obronie tych, których stosunek do bliskich mi wartości jest diametralnie różny od tego, jaki w mej ocenie powinien cechować przyzwoitego człowieka.
Michał Bober
Komentarz Michał Bober opublikował na swoim profilu FB