Przewala się przez media informacja o tym, że uchodźcy ukraińscy (w ciągu roku podobno 350 tysięcy) wyjeżdżają z Polski do Niemiec, bo tam jest „wyższy socjal” i lepsze płace. Co do drugiej części „uzasadnienia” nie ma dyskusji. Natomiast nie bardzo wiadomo, o jakim w ogóle „socjalu” mowa w pierwszej.
Mit „polskiego socjalu dla Ukraińców”, którym żywi się „elektorat antyukraiński”, o który walczą PiS i Konfederacja, a nie walczy z kłamstwami przez niego głoszonymi „opozycja demokratyczna”, jest równie trwały jak „mit polskiej pomocy uchodźcom ukraińskim”, z tym że ten drugi miał przez kilka miesięcy oparcie w rzeczywistości, które jednak ostatecznie skończyło się na początku br., kiedy to rząd wprowadził obowiązkową odpłatność za miejsce zakwaterowania dla znakomitej większości uchodźców (40 zł za łóżko po 120 dniach, 60 po 180, zwolnieni są tylko ludzie w wieku emerytalnym, niepełnosprawni i rodzice trojga i więcej dzieci).
Polski „socjal” wygląda zaś tak, że po wjeździe do Polski od państwa uchodźca może otrzymać jednorazowo 300 zł na głowę, a potem jedynie 500+ na dziecko, nie ma żadnych mitycznych „zasiłków dla uchodźców” dla Ukraińców. Tymczasem w każdym cywilizowanym kraju UE jest zasiłek, a już na pewno nikt tam nie żąda od uchodźców pieniędzy za miejsce do spania i wyżywienie. W Polsce zaś, np. kobieta z 2 dzieci, nawet jeśli pójdzie do pracy (jak załatwi przedszkole i/lub szkołę, gdzie nie ma przedmiotów potrzebnych jej dzieciom, np. języka ukraińskiego), to nie zarobi i na wynajem mieszkania, i na utrzymanie (na pewno nie w wielkich miastach, gdzie ceny wynajmu oszalały, a tam siłą rzeczy, wskutek braku systemu relokacji krajowej, jest najwięcej uchodźców).
Od samego początku konfliktu, jako zwolennik relokacji ukraińskich uchodźców na Zachód (nie dlatego, że tam raj, tylko dlatego, że tam zaspokaja się podstawowe potrzeby ludzi i nie skazuje się ich na bezdomność i głód), przepowiadałem zjawisko „wtórnej relokacji”, czyli ucieczki z Polski ze względu na faktyczny brak realnej pomocy.
Tymczasem w Polsce zmniejsza się liczbę miejsc zakwaterowania w ośrodkach samorządowych i państwowych, nie ma jedzenia, opieki medycznej ani noclegu nawet dla przejeżdżających przez nią tranzytem uchodźców, kończy się dożywianie obecnych już uchodźców, którzy systemowo nie dojadają (pod punktami np. Caritasu kolejki), a ci ciągle mają nam być wdzięczni za to, że przez 120 dni łaskawie pozwalamy im spać na rozkładanych nieraz łóżkach i dostawać „szpitalne jedzenie” w ramach programu 40+, w którym to Polak dostaje tyle za dobę pobytu każdego uchodźcy u siebie.
Polskie media nie informują więc rzetelnie, że nie ma żadnego socjalu dla uchodźców i że jest on jednym z najgorszych w Europie, lecz bredzą, że niemiecki jest lepszy. Niemiecki istnieje, podobnie jak norweski, fiński czy duński, a polskiego nie ma – taka jest prawda.
Napływ imigrantów z Azji, którzy weszli na polskim rynku pracy na miejsce pozostawione przez ukraińskich mężczyzn i kobiet, którzy poszli na wojnę (nie mam na myśli tylko sił zbrojnych), jest logiczną konsekwencją tego, że polska „polityka imigracyjna” nie premiuje osób, które chcą się u nas osiedlić wraz z rodzinami, tylko żyć za minimum i oszczędzać pieniądze, żeby wysyłać je do kraju pochodzenia, gdzie te niewielkie kwoty mają o wiele większą wartość.
Wobec rodzin ukraińskich mężczyzn i kobiet, którzy wrócili do Ukrainy, zachowaliśmy się podle – tworząc system niepewności, niedojadania i braku dachu nad głową. I to w Polsce, która ma dziurę demograficzną większą niż głupota wszystkich polityków polskich razem wziętych, którzy od ćwierć wieku nic nie robią w tej sprawie, najwyżej samobójczo zmniejszają wiek emerytalny (skazując tych emerytów na biedę).
Polska to kraj, w którym klasa polityczna i jej medialna służba służy tylko jednej Pani: głupocie. To jedyna „kobieta”, która ma tu pełnię praw i jest hołubiona przez wszystkich, w przeciwieństwie do realnych kobiet, w tym uchodźczyń.
Kajetan Jan Wróblewski
Komentarz opublikowany na profilu FB Autora