Jarosław Kaczyński (zawsze chciałem tak zacząć swój tekścik)… A zatem, Jarosław Kaczyński z premierem… no, jak on się nazywa, a Morawiecki! A zatem wódz z przybocznym i innymi premierami z Europy środkowej (wschodniej?) pojechał do Kijowa i teraz chce, żeby tuż za nim pojechało wojsko NATO z misją pokojową.
Nie, to nie dowcip. Nie wojska pod egidą ONZ, ale wojska Paktu Północnoatlantyckiego i do tego z misją pokojową, do której potrzeba zgody obu walczących stron. Akurat Putin się zgodzi!
No dobrze, skoro mowa o misji pokojowej, to pójdźmy na kompromis: pokojowa ta misja będzie od strony Ukrainy. A od strony Rosji? Tutaj jak kto czuje, byle zachowywać się po ludzku i karmić jeńców.
Aha, drobnostka (wielkości stada słoni) Chiny – półtora miliarda ludzi, dyktatura, broń atomowa, chrapka na Tajwan i dominację w regionie. I niechęć do Stanów, które wspierają Ukrainę.
I jeszcze jedna drobnostka (wielkości stada dinozaurów): III wojna światowa. Cóż już dwa razy byliśmy na Kremlu. Więc może i trzeci raz – jeśli wcześniej nie wyparujemy.
A może by tak, bez bicia w wielki bęben wojenny, robić – tylko intensywniej – to co do tej pory, wysyłać broń, wszelkiej pomocy udzielać cywilom, nie czekać na zmiany w konstytucji, derusyfikować wszystko, co w gospodarce jeszcze rosyjskie i pozwalać co bardziej łechczywym na zbrojny wyjazd do Ukrainy? Jasne, że to będzie kosztować, ale jest wojna, więc i koszty są.