Amerykanie mają na koncie wiele interwencji w obronie swoich inwestycji. Interwencji niekiedy brutalnych, z użyciem służb, armii, „doradców” itp. W XX wieku takich przykładów można znaleźć wiele, szczególnie w Ameryce Środkowej i Południowej.
O jednym z nich, mało u nas znanym i właściwie zapomnianym, Mario Vargas Llosa napisał powieść „Burzliwe czasy” (pol. wyd. 2020). Działo się to w Gwatemali w 1954 roku. Prezydent Jacobo Arbenz Guzman został obalony w wyniku przewrotu inspirowanego przez Amerykanów, z istotnym wkładem CIA. Powodem były obawy o naruszenie interesów firmy United Fruit Company, potentata w handlu bananami. Przypominam ten odległy w czasie i w przestrzeni epizod nie dlatego, że doszukuję się jakichkolwiek podobieństw z bigosem, którego narobiła nam Zjednoczona Prawica w sprawie TVN24. I dla jasności – nie żebym oczekiwał takiego scenariusza teraz.
Europa to nie Ameryka Łacińska, Polska to nie Gwatemala, Kaczyński to nie Guzman, informacje to nie banany. Discovery to nie United Fruits. A przede wszystkim nie te czasy. Żadnej analogii.
Warto natomiast zadumać się nad metodą. Do zamachu doprowadziło kłamstwo. Kłamstwo starannie opracowane i skutecznie rozpowszechniane. Prototyp współczesnych fake newsów. Kłamstwo tamtejsze dotyczyło domniemanego sympatyzowania Arbenza z ZSRR i generalnie z komunistami i strachu przed nacjonalizacją United Fruits. Nie było to prawdą i Vargas Llosa dotarł w archiwach do materiałów CIA nie budzących wątpliwości, co do jej roli w fabrykowaniu i kolportowaniu fałszywych informacji. Uboczną ciekawostką jest, że w całą aferę zaangażowany był i odegrał sporą rolę siostrzeniec Zygmunta Freuda.
Produkcja fake newsów jest dzisiaj o niebo łatwiejsza i prostsza niż 70 lat temu. Można dostarczyć je pod strzechy szybko i małym kosztem. Nie trzeba pozyskiwać szeregu ustnych kolporterów ryzykując zabawę w głuchy telefon. Internet i media społecznościowe są kanałami niesłychanie skutecznymi. Przy ich pomocy można skompromitować każdą władzę, każdego polityka. Mistrzami na tym polu wydają się być Rosjanie pod wodzą Putina. Ale może to pozór. Może inni robią to bardziej dyskretnie, sprytniej, potrafią lepiej uprawdopodobnić przekaz. Destrukcyjny wpływ fake’ów na współczesny świat (nie tylko na politykę) nie budzi wątpliwości.
Na miejscu rządzących nami bardzo obawiałbym się takiego odwetu. W rękawiczkach, „subtelnego”. Pretekstów multum. To nie tylko korupcja, nepotyzm, cynizm i krętactwo. Kopalnią pomysłów na fałszywki jest też zwykła głupota wielu przedstawicieli władzy. Tu nie potrzeba potomków Freuda. Do kreacji kłamstw i kłamstewek wystarczą średnio rozgarnięci twórcy.
Są dwa powody, dla których spodziewałbym się takich działań w obronie amerykańskich inwestycji. Pierwszy to potrzeba jakiegoś sukcesu administracji Bidena. Kompromitująca klęska w Afganistanie wymaga przykrywek. Jedną z nich (przyznaję, niewielką) może być skuteczna ochrona interesów Discovery. Tu nie chodzi o pieniądze, ale o prestiż i wizerunek. Drugi to świadomość, że Polacy (ale nie tylko oni) łatwo łykają fałszywki. „Zamach” w Smoleńsku, kampania antyszczepionkowa są tego najlepszym dowodami.
No, ale będąc na szczytach naszej władzy najbardziej obawiałbym się ujawniania prawdy o politycznej kuchni jej działań. Siła rażenia wielokrotnie większa niż fake’ów. Tylko czy da się w nią uwierzyć?
Piotr Dominiak
Cotygodniowe komentarze „Rejsy po gospodarce” prof. dr. hab. Piotra Dominiaka, założyciela i pierwszego dziekana Wydziału Zarządzania i Ekonomii Politechniki Gdańskiej ukazywały się na łamach prasy gdańskiej od początku lat 90. Obecnie prof. Dominiak publikuje je na swoim profilu na FB
Zdjęcie ilustrujące: Wizerunek prezydenta Arbenza na muralu w stolicy Gwatemali. Autor: Soman. Źródło: wikipedia.org