Zaleszany, tam przed dziesięcioleciami oddział niejakiego Rajsa, zbrodniarza wojennego rozstrzelał Bogu ducha winnych Białorusinów. Teraz prezydent Andrzej Duda pojechał do Zaleszan, żeby się modlić pod krzyżem, podnieść „duchowy aspekt” itp. Liczy się gest: państwo polskie odcięło się od zbrodniarza, a także od rozmaitych narodowców czczących „Burego”.
Młoda dziewczyna, praktycznie półnaga demonstruje przed ambasadą łukaszenkowskiej Białorusi w Warszawie. Pewna posłanka podważa intencje demonstrantki: bo półnaga i właściwie o co jej chodzi… Chodzi o to, że ta heroiczna kobieta rzuca wyzwanie potworowi.
Wreszcie Pratasiewicz: zbity, sterroryzowany w łukaszenkowskiej niewoli, wśród ludzi, którzy wiedzą jak wymuszać posłuszeństwo, np. dręcząc bliskich na oczach bliskich (dyktator ma też w łapach narzeczoną opozycjonisty). Pewien dyrektor Instytutu Polskiego w Moskwie porównał Pratasiewicza do członka IRA, który załamał się w śledztwie: nie opluwać, po prostu zastrzelić. Pewna dyrektor Biełsatu mówiła coś o tchórzostwie…
Warto przypomnieć, że w cierpieniu jest wartość i zastanowić się, do którego paznokcia posłanka i dyrektorzy zachowaliby się tak, jak tego wymagają od dręczonych i walczących.
Jakub Tau