Jedną z moich zaległych wakacyjnych lektur była „Wisła w ogniu” Szymona Jadczaka. Reportaż śledczy dziennikarza TVN 24 nosi podtytuł „jak bandyci ukradli Wisłę Kraków”. Lektura głęboko wstrząsająca, a dla prawnika raczej obowiązkowa.
Autor opisuje kilkanaście ostatnich lat funkcjonowania jednego z bardziej zasłużonych klubów piłkarskich w Polsce. Okazuje się, że stopniowo władze przejmowali w nim zwykli bandyci, posługujący się także szeregiem podstawionych i podstawianych osób. Niemałą rolę w procederze odegrać mieli także prawnicy. O ile dla kiboli/chuliganów ich klub miał być wszystkim w co wierzyli, to motywacje opisywanych prawników są dość ewidentne. Chodzi po prostu o pieniądze. Bardzo to cyniczne. Opisywana strategia procesowa adwokatów oskarżonych o pobicia ze skutkiem śmiertelnym czy ciężkie uszkodzenia ciała mogłaby zainteresować organy dyscyplinarne adwokatury.
Przemysłowa skala przestępczej działalności chuliganów to jedno. Do tego dochodzą rozmaite przekształcenia strukturalne klubu, działania stowarzyszenia, budowanie „nowego” ładu korporacyjnego. Co jakiś czas pojawia się „inwestor-zbawca”, będący często hochsztaplerem. Tak właśnie toczy się życie jednego z największych polskich klubów piłkarskich.
Na moje prawnicze oko, opisane w książce sytuacje dałyby zajęcie średniemu polskiemu sądowi rejonowemu na co najmniej rok czasu. Co więcej, do orzekania o niektórych zdarzeniach właściwy byłby sąd okręgowy. Pozwów o ochronę dóbr osobistych, czasami o zdumiewającej treści, również nie brakowało; zarzucane kibolom zbrodnie to przecież także właściwość „okręgu”.
Ciekawie interpretowano również prawo prasowe, współpracowano z samorządem lokalnym czy (nie)wywiązywano się z umów prawa cywilnego. O przestępstwach karnoskarbowych nie wspominam.
Mamy również do czynienia z demoralizacją na szeroką skalę, kiedy to liderzy bojówek rekrutują na krakowskich osiedlach „małolatów” do współpracy z organizacją. Nie ograniczają się do blokowisk, czuwają pod placówkami wychowawczymi. Dla wychowawców tych dzieciaków jest to sytuacja tragiczna.
Autor pisze o raku, który trawiąc organizację, rozrasta się do monstrualnych rozmiarów i nikt nie jest już w stanie go powstrzymać. W dodatku „normalny kibic” jest regularnie zastraszany, obrażany i bywa bity. Wszystko w imię miłości do klubu. Z „Wisłą” w sercu.
Jeden z ostatnich rozdziałów książki Jadczaka zatytułowany jest „Wymiar bezradności”. Niezwykle trafny tytuł. Lista zaniedbań i niedociągnięć szeroko pojętego aparatu państwa jest niezwykle długa.
Autor wskazuje nawet konkretne problemy, na które zwracali uwagę policjanci czy prokuratorzy. Wystarczy przeczytać, pomyśleć i pewne uchybienia można naprawić. Jeszcze o tym nie słyszałem, choć książka na rynku jest od października 2019 r.
Ze stadionu Wisły można godzinnym spacerem dostać się do siedziby Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury i na Rondo Mogilskie z krakowskim „miasteczkiem sądowym”. Według popularnej wyszukiwarki, szybciej będzie tramwajem: tylko dziewięć przystanków. Z Krakowa wywodzi się obecny Minister Sprawiedliwości, rodzina jednego z jego poprzedników na tym stanowisku podejmowała próby ratowania klubu… Nie udało się. Najciemniej przecież pod latarnią.
Prawem felietonisty jest używanie wyolbrzymionych porównań. Może uderzyć hiperbolą jak siekierą. W takim razie skorzystam i uderzę, zainspirowany krakowskim procederem, maczetą: sporo opisanych w książce mechanizmów dostrzegam w obecnym zarządzaniu przestrzenią wymiaru sprawiedliwości.
Ot, sytuacja w Sądzie Najwyższym: wprowadzenie swoich ludzi w miejsce „starych”. Próba wrogiego przejęcia, w części zatrzymana aktywnością TSUE. Wybór nowej Pierwszej Prezes SN, w okolicznościach budzących wątpliwości. Funkcjonowanie Izby Dyscyplinarnej mimo luksemburskiego zabezpieczenia. Wyłanianie przez obrotnych „menedżerów” osób na intratne stanowiska (prezesów, komisarzy wyborczych, koordynatorów) w sądownictwie powszechnym. Byli aktywiści „Iustitii” zasiadający w Krajowej Radzie Sądownictwa czy dość regularnie uzyskujący awanse do sądów wyższych instancji. Pogarszające się wyniki i pogłębiająca się utrata zaufania do sądownictwa. To wszystko z „Wisłą” w sercu?
Kibic, którego drużyna trawiona jest chorobą, może przestać chodzić na jej mecze i po prostu się odwrócić, mimo że to emocjonalnie niezwykle trudne. Obywatel kraju, którego wymiar sprawiedliwości od dekad chorując przeżywa tej choroby kulminację, jest bezradny. „Wymiar bezradności”. Bezradności państwa i obywatela.
Jarosław Gwizdak
Artykuł ukazał się na profilu FB INPRIS