Rządzą nami nacjonaliści. Rządzą nieudolnie, są groźni dla Polski, ale… rządzą. Kto nie wierzy, niech przyjrzy się ich czynom i słowom.
Czyny:
Pochód 11 listopada w świetle czerwonych rac. Z przodu prezydent i rząd, dziesięć metrów dalej narodowcy i ci, którzy z nimi poszli, czyli siła narodu (tzn. kupa ludzi, gdyby kto nie wiedział).
Niedaleko Dachau premier składa wieńce na grobach tych z Brygady Świętokrzyskiej. Piszę „tych”, bo byłoby bluźnierstwem wołającym o pomstę do nieba, gdyby ich nazwać żołnierzami. Wsławili się głównie mordowaniem Żydów, a w ich sztabie znalazło się miejsce dla gestapowskiego agenta. Byłoby tego więcej, znacznie więcej.
Słowa:
w oczach obecnie rządzących Polska była w czasie wojny żydowskim rajem. Cała Europa wydawała Żydów na śmierć, tylko szlachetni Polacy ukrywali ich…
Nie, nie jestem w stanie o tym pisać nawet szyderczo.
Otóż rządzą nacjonaliści. Co to znaczy? Patronem nacjonalistów polskich jest Roman Dmowski. Bał się Niemców i nienawidził ich, gardził Rosjanami, szukał z caratem ugody. Co? Nie widać podobieństw? Nienawiść PiS (partii wodza, nawet nie wodzowskiej) do Niemiec jest wyczuwalna. A Niemcy to dla nas Europa.
Inaczej jest z Rosją. Czasem coś bąknie się brzydkiego pod adresem Kremla i tyle.
Już tam byliśmy. Czterdzieści pięć lat. Oby się nie powtórzyło. Ale to zależy od nas i tylko od nas. Najbliższe wybory zapewne wygra PiS. Co potem? Od razu Kreml? Chyba nie i nie ma co wróżyć z fusów. Za dużo tu zmiennych. Niezmienne jest jedno, nienawiść Jarosława Kaczyńskiego do Niemiec i jego miłość do autokracji. A do tego drugiego potrzeba czegoś więcej niż podkupieni różnymi plusami wyborcy. Potrzeba Wielkiego Brata. Jednego już mamy, za oceanem, wykorzystuje Polskę do swoich rozgrywek europejskich. Drugi, jakże nam (przynajmniej memu pokoleniu) znajomy czai się na wschodzie.
Jakub Tau