Towarzyszy nam ciągły lęk przed mówieniem otwartym i nazywaniem rzeczy po imieniu. Żeby przypadkiem nie zasłużyć na miano nienawistników i td. Stąd uporczywe zbieranie dowodów na biel bieli i czerń czerni. Broń boże nazwy i nazwiska.
A przecież są przyczyny i nie tkwią w chmurach, ani w naszej jaźni. Ktoś w nas budzi złego, nie panuje nad własną nienawiścią. Wybucha bez kontroli na sejmowej trybunie „zdradzieckimi mordami” albo nieobecnością w chwili hołdu dla zamordowanego.
Jest deprawator ludzi i państwa, ma imię i nazwisko i rzeszę wyznawców. Sami go wybraliśmy i 5 milionów nadal go szanuje. Ale przecież jest nas znacznie więcej. Czas zobaczyć, kto jest kto i czemu służy.
Może warto otworzyć oczy, choćby dla uczczenia ofiary Adamowicza.
Andrzej Jonas