Główna teza artykułu jest taka, że sprawa zagrożenia polskiej praworządności jest niejednoznaczna, bo zdania prawników są podzielone. Są bowiem zarówno prawnicy krytykujący rząd, jak i wspierający.
Z jednej strony autorzy artykułu pokazują środowiska polskich adwokatów i radców prawnych: są krytyczni, bo oba samorządy podjęły jasne uchwały krytyczne w sprawie kandydowania do SN, ale są… nieskuteczni, bo niektórzy radcowie i adwokaci jednak kandydują. Autorzy mają jednak problem z pokazaniem oficjalnych stanowisk radców prawnych i adwokatów, którzy popieraliby zmiany dotyczące SN.
Z drugiej strony – prawników popierających rząd – autorzy pokazują pracowników Ministerstwa Sprawiedliwości, np. prof. Kamila Zaradkiewicza. Ten akurat popiera zmiany w SN i jest skuteczny, bo sam kandyduje. Oprócz niego po stronie wspierających rząd mamy grono „niezależnych” (mój cudzysłów) prawników-naukowców, o takich nazwiskach, jak Muszyński, Manowska, czy Bosek. Wszyscy są w sposób oczywisty związani z politykami PiS albo wprost dla nich pracują. Ale ich zdanie jest w artykule przeciwstawione zdaniu niezależnych samorządów prawniczych.
Artykuł daje nam wiec obraz dość zbalansowanej równowagi zdań: Zaradkiewicz i spółka vs. dwie, liczące kilkadziesiąt tysięcy prawników korporacje. Można by zburzyć ten zbalansowany obraz twierdzeniem, że nie wszyscy pracownicy Ministerstwa Sprawiedliwości i prawnicy powiązani z rządem kandydują do SN, więc może jednak nie wszyscy popierają zmiany wprowadzane przez rząd. Byłby to jednak równie rzetelny argument jak ten, że kandydowanie niektórych radców i adwokatów oznacza poparcie dla tych zmian przez adwokatów i radców prawnych w ogóle. Ale zostawmy tę kwestię.
Podstawowe pytanie brzmi: dlaczego artykuł do grupy prawników krytykujących rząd kwalifikuje radców i adwokatów, a do grupy popierających kwalifikuje, jak piszą autorzy, „autorytety naukowe”? Dlaczego w pierwszej grupie nie wspomina się autorytetów naukowych? Bo zburzyłoby to symetrystyczny, fałszywy balans? Dlaczego artykuł nie wspomina kilkunastu uchwał polskich wydziałów prawa, krytycznych pod adresem zmian w polskiej praworządności? Dlaczego nie padają w artykule nazwiska takich krytyków, jak Strzembosz, Zoll, Łętowska, Zimmermann, Wyrzykowski, czy Sadurski? Skoro po stronie popierających wskazuje się naukowców, dlaczego nie robi się tego po stronie krytyków? Czy były jakiekolwiek uchwały polskich wydziałów prawa popierające zmiany w polskim wymiarze sprawiedliwości wprowadzane przez PiS?
Oczywiście, autorzy odpowiedzą: piszemy o radcach prawnych i adwokatach. Ale dlaczego tylko o nich? A nawet jeśli o nich: dlaczego artykuł pomija list kilkuset partnerów polskich kancelarii, także radców i adwokatów, krytykujących zmiany w SN, a kierowany do Prezydenta?
Niestety, trudno zrozumieć, dlaczego żadnej z tych kwestii artykuł nie porusza. Pokazuje za to, że po stronie krytyków najbardziej aktywni są adwokat Giertych i radca prawny Matczak. Pomijam już fakt, że moją krytykę zawsze formułowałem jako profesor UW, nie jako radca prawny. Artykuł pokazuje, że krytyka Giertycha i Matczaka nie jest do końca wiarygodna, bo jest polityczna. Wszak Giertych aktywnym politykiem był, a Matczak… No cóż, wprawdzie nie był, ale chyba będzie. Autorzy piszą tak:
„Giertych jest b. politykiem i adwokatem czynnych polityków, a Matczakowi przypisuje się ambicje polityczne.”
„Przypisuje się”? Wygodna bezosobowa forma gramatyczna. Czy naprawdę rzetelny dziennikarz może zrównać czyjąś wieloletnią aktywność polityczną, w tym udział w rządzie PiS, i fakt, że mnie „przypisuje się” polityczne ambicje? Czy rzetelny dziennikarz może uznać, że stan „przypisywania” osłabia wiarygodność argumentów tak, jak formułowanie argumentów przez rzeczywistego polityka? Wreszcie, czy rzetelny dziennikarz nie powinien wskazać, że wyraźnie, publicznie oświadczyłem, że żadnych ambicji politycznych nie mam? Te pytania są oczywiście retoryczne.
Smutną prawdą jest to, że artykuł ustawia sobie relacje między prawniczymi krytykami rządu i zwolennikami jak chce – a chce, żeby wyszła mu symetrystyczna równowaga: adwokat-polityk Giertych i radca prawny-polityk in spe Matczak z jednej strony oraz autorytet naukowy prof. Zaradkiewicz z drugiej. A poza tym nic i nikt.
Konkluzja artykułu jest następująca: „To osłabia wiarygodność protestu środowiska prawniczego i działa na korzyść rządu, który może przekonywać wyborców, że prawnicy są podzieleni w ocenie zmian, a krytycy mają prawo do swoich opinii, ale nie muszą mieć racji.”
Rozumiem, że wśród prenumeratorów Polityki Insight są ludzie popierający rząd, a podobno nawet sam premier. Rozumiem, że lubią sobie oni przeczytać, że coś działa na ich korzyść. Ale teza Polityki Insight, że prawda w sprawie zamachu na SN leży pośrodku, bo prawnicy są podzieleni, jest podwójnie fałszywa. Po pierwsze, polscy prawnicy nie są podzieleni, ale jednoznaczni w swojej krytyce tych zmian. Po drugie, prawda w sprawie zamachu na polską praworządność nie leży pośrodku, ale leży tam, gdzie leży: zamach jest zamachem i nigdy w naszej historii takiego zamachu nie było.
W związku z tym wszystkim proponuję dziennikarzom Polityki Insight napisanie w kolejnym numerze artykułu zatytułowanego „Polscy lekarze podzieleni w sprawie szczepionek”. Na pewno da się znaleźć jakiegoś doktora wspierającego antyszczepionkowców i zestawić go ze stanowiskiem samorządu lekarskiego. A potem pokazać, że stanowisko samorządu jest nieskuteczne, bo przecież nie wszyscy się szczepią. Powodzenia!
Marcin Matczak
Tekst pochodzi z blogu UR (www.marcinmatczak.pl)