„Trump siadł w końcu stoła, podparł się w boki jak basza, hulaj dusza, hulaj woła, śmieszy, tumani, przestrasza”. W oryginale to jest o panu Twardowskim, ale do prezydenta USA pasuje teraz jak ulał.
W pierwszych dniach Donald Trump zrobił naprawdę wiele, żeby nastawić przeciwko sobie, a właściwie przeciw Stanom Zjednoczonym, wiele krajów. Pomijając egzotyczne pomysły polityczne (strefa Gazy jako resort spa), wytoczył potężne armaty antyimportowe, czyli cła. Odzew drugiej strony był dość stanowczy, choć nie do końca twardy. Trump zresztą zawiesił nowe stawki celne dla Meksyku i Kanady na 30 dni. Czy ktoś mu podał sole trzeźwiąca, czy od początku tak kombinował, nie wiadomo. Oba kraje obruszyły się mocno, nie chcą za bardzo ustąpić, choć zgodziły się na pewne kroki przychylne USA. Czy to wystarczy Trumpowi do odtrąbienia zwycięstwa? Co będzie po 30 dniach? Nie bardzo wiadomo, ale mleko już się rozlało.
Po latach wolnego handlu (z wszystkimi jego plusami i minusami) świat może wkroczyć w kolejny okres protekcjonizmu. Co nigdy nie przyczyniło się do globalnego rozwoju, choć niektórym czasem pomogło.
Na przełomie XVIII i XIX wieku Alexander Hamilton (jeden z tzw. ojców założycieli USA) proponował i wdrażał różne narzędzia nie tyle chroniące amerykańską gospodarkę przed obcą konkurencją, ile stworzenie lepszych warunków dla rodzimych producentów. To były dość łagodne działania, ale zdynamizowały rodzący się przemysł. Już po jego śmierci w 1816 roku uchwalono wysokie cła przywozowe (tzw. taryfa Dallasa), sięgnęły one 30%. To dodatkowo pobudziło amerykańską gospodarkę. Nieco później, opierając się m.in. na doświadczeniach zza oceanu niemiecki ekonomista Friedrich List pisał: „wolna konkurencja między dwoma cywilizowanymi narodami może być wzajemnie korzystna tylko wtedy, gdy oba znajdują się na niemal równym poziomie rozwoju przemysłowego”. Jeśli nie interwencja protekcjonistyczna państwa jest konieczna. W okresie 1870-1913 USA zwiększyły cła do 45% na wiele produktów przemysłowych. W Europie cła były niższe, ale i tak sięgały 20%. M.C.Klein i M.Pettis w swojej książce o wojnach handlowych (p. zdjęcie poniżej) pisali:
„Zgodnie z przewidywaniami upowszechnienie się modelu protekcjonizmu przyniosło określony skutek – począwszy od wczesnych lat siedemdziesiątych XIX wieku światowy handel zaczął kurczyć się względem produkcji gospodarczej i musiało minąć sto lat, by odzyskał swoją dawną pozycję”.
Dalszy regres handlu światowego nastąpił w okresie międzywojennym. Wielki kryzys nadprodukcji sprawił, że każdy kraj wdrażał różne działania chroniące własne gospodarki. USA przodowały na tym polu (ustawa Smoota-Hawleya z 1930 roku), wprowadzając drastyczne cła i podatki na import. Nie poprawiło to sytuacji w Stanach Zjednoczonych. Dopiero II wojna światowa zmieniła układ sił i rozpoczęła etap wyraźnej dominacji gospodarki amerykańskiej. I wtedy USA stały się liderem sił wolnorynkowych. Powstał GATT (dziś WTO), promujący wolny handel. Wszystko się zaczęło sypać, gdy przewaga konkurencyjna USA zaczęła słabnąć, ich deficyt handlowy rosnąć, a do gry stopniowo wkraczali silni rywale m.in. Japonia, Korea Płd., Chiny. I jak to w historii bywało, słabsi poczuli, że muszą się bronić. Tyle, że świat (w tym handel) w międzyczasie się zmienił.
Dziś gdy produkcja opiera się o globalne łańcuchy dostaw, wojna celna znacznie mocniej odbija się na rodzimej gospodarce nawet, gdy partnerzy niezbyt ostro reagują. Łatwo strzelić sobie w kolano. Cła na chipy z Tajwanu, które wprowadził Trump mogą odbić się mocną czkawką, bo ich produkcja na holenderskich maszynach (też pewnie dotkniętych cłami) nie będzie możliwa do szybkiego odtworzenia w Stanach. A to tylko jeden z przykładów. Wojna celna, nawet jeśli skuteczna w długim okresie (wątpię, ale…) z pewnością w krótkim czasie będzie kosztowna dla wielkich (mniej) i dla maluczkich (dużo bardziej). Trump ma trochę czasu do kolejnych wyborów, ale nie wiem czy wystarczająco dużo. Handel międzynarodowy może się znowu skurczyć, albo… omijać USA.
Piotr Dominiak
Cotygodniowe komentarze „Rejsy po gospodarce” prof. dr. hab. Piotra Dominiaka, założyciela i pierwszego dziekana Wydziału Zarządzania i Ekonomii Politechniki Gdańskiej ukazywały się na łamach prasy gdańskiej od początku lat 90. Obecnie prof. Dominiak publikuje je na swoim profilu na FB