Autor tego listu, opublikowanego na jego profilu FB, od ponad 500 dni niesie pomoc uchodźcom z Ukrainy, którzy przewijają się przez dworzec Warszawa-Wschodnia. Z publikowanych przez niego kronikarskich zapisów wyłania się smutny, choć zarazem krzepiący obraz społecznej aktywności pozbawionej instytucjonalnego, stałego wsparcia władz, także samorządowych.
Tymczasem na Wschodniej…
Dlaczego władze Warszawy postępują jak PiS, nie zapewniając żadnej pomocy uchodźcom ratowanym przez NGO-sy z Ukrainy i jej terenów okupowanych, którzy przybywają do stolicy Polski?
Dlaczego nie ma dla nich jedzenia ani opieki medycznej i wystarczającej liczby miejsc noclegowych?
Problem dotyczy 1-1,5 tysiąca ludzi na dobę.
Dlaczego miasto de facto nie ma już ośrodka, który pozwoliłby pomóc uchodźcom, którzy muszą się w Warszawie zatrzymać do czasu wyjazdu na Zachód?
Dlaczego wolontariusze muszą kupować bilety komunikacji miejskiej dla uchodźców za własne pieniądze?
Dlaczego miasto milczy w tej sprawie i nie chce rozmawiać z NGO-sami, które faktycznie wypełniają Pańskie obowiązki bez żadnego wsparcia ze strony władz Warszawy?
Dlaczego w ogóle Warszawa nie pomaga w relokacji zagranicznej (ani krajowej) uchodźców, skoro podobno nie wystarcza pieniędzy na pomoc tym, którzy już tu przyjechali?
Czy wie pan, że pańska jedna pensja wystarczyłaby na opłacenie ludzi, którzy wykonują za władze Warszawy pracę w zakresie relokacji międzynarodowej uchodźców? A przynajmniej pozwoliłaby im przeżyć w tym mieście. Nie mamy wielkich wymagań, chcielibyśmy móc dalej pomagać.
***
Dla Snieżany [na zdjęciu ilustrującym – przyp. MK], jej rodziców i królika Niuńka Warszawa nie przewiduje jedzenia. To NGO-sy, same bez grosza, zbierają dla nich jedzenie w ramach Foodsharingu, a po karmę dla królika pojechała Lucy Orloff. Na szczęście ta rodzina jest już w Norwegii. Wczoraj tam pojechali [Wpis Kajetana Wróblewskiego został opublikowany 24 lipca – przyp. MK]. Dzięki pracy ludzi, którzy nie dostają żadnych pieniędzy za wypełnianie obowiązków humanitarnych władz Warszawy.