Zacznijmy od wyjaśnień: Richard Nixon chciał zostać wybrany na drugą kadencję, więc robił różne rzeczy, zdradził Wietnam, bo mu słupki od wojny spadały, ale napaskudził i we własnym kraju: otóż nielegalnie, wręcz przestępczo próbował szkodzić swoim konkurentom. M.in. kazał włamać się do siedziby opozycji, w budynkach Watergate w Waszyngtonie i założyć podsłuch. Sprawa wyszła, bo ktoś dał cynk Bobowi Woodwardowi i Carlowi Bernsteinowi, dziennikarzom z „Washington Post”, że włamywaczy złapano i że są powiązani z Nixonem. Ten ktoś kazał się nazywać Głębokim Gardłem i pewnie chichotał przy tym lubieżnie, bo był to tytuł znanego filmu porno z tamtej epoki o pani, która miała, hm… łechtaczkę głęboko w gardle (milcz serce, szczegółów nie będzie). Wiele lat po sprawie wyszło na jaw, że Głębokim Gardłem był William Mark Felt, wicedyrektor FBI. Uczciwym gliną wstrząsnęło, że próbuje się sprawę zatuszować i poinformował media.
Cóż, pani sędzia Julia P. mówi teraz, że nie jest skorumpowana politycznie przez prezesa kraju, któremu pichci domowe obiadki, że to paskudna rosyjska prowokacja. Ale są przecież maile Dworczyka, które mocno sugerują, że wyroki Trybunału Konstytucyjnego są uzgadniane z Kaczyńskim.
Nie, to nie mogą być Rosjanie. Raz, że baliby się sądząc, że kancelaria premiera i jej pracownicy są pod szczególną ochroną kontrwywiadowczą, dwa że skrzynka mailowa Dworczyka aż dostała rozwolnienia.
Czyżby jakiś polski uczciwy glina w stylu Głębokiego Gardła? A może któryś z polityków partii rządzącej, który już ma dość tych świństw lub chce kopnąć szefa w goleń?
Na razie się nie dowiemy. Potem kolejka ustawi się do orderów.
Marian Kupść
Zdjęcie ilustrujące: Wjazd do garażu Watergate, w którym Bob Woodword spotykał się z Głębokim Gardłem. Oznaczony jako miejsce historyczne.. Autor zdjęcia: Ser Amantio di Nicolao. Źródło: wikipedia.org