Miedwiediew znów wypił za dużo samogonu, pędzonego gdzieś w kanciapie na Kremlu przez pułkownika FSB, a może GRU, albo innych trzech liter (poprawną polszczyzną powinno się to pisać przez „ch”).
Spił się i zaczął bredzić. Pół biedy, gdyby między jednym rzygnięciem a drugim napisał to na ścianie ubikacji, w której go dopadło, cała bieda, że były to rzygi oficjalne, putinowskim Kremlem (czy innym g…) namaszczone.
Otóż Miedwiediew zaczął puszczać pawia o europejskich fanach żab, leberki (pasztetowej dla nieświadomych rzeczy) i spaghetti, którzy po przekąsce napili się horyłki i wrócili pociągiem do domu, jak sto lat temu, ale wcześniej obiecali Ukrainie członkostwo w UE i stare haubice, co przecież nie przyniesie pokoju.
Ty Miedwiediewie jeden, wiemy, że nie! Wiemy, że pokój przyniesie dopiero wygnanie orków, śmierdzących onuc, czyli Rosjan za granicę naszego sąsiada, że przybliżą to kolejne dostawy nowoczesnej broni (również polskich czołgów, których sołdatuszki tak się boją), a potem zacznie się pokojowa odbudowa.
I słuchaj spity ruskim bimbrem kryminalisto, to nie amatorzy zakąsek przyjechali do Kijowa, ale przywódcy największych europejskich demokracji: kanclerz Niemiec Olaf Scholz, prezydent Francji Emmanuel Macron i premier Włoch Mario Draghi. Zobaczyli zbrodnie, których dopuścili się na narodzie ukraińskim Rosjanie, a nic tak nie wstrząsa uczciwym człowiekiem jak widok takich horrorów. To znaczy, że twardo będą bronić wartości, na których zbudowany jest wolny świat i… Miejmy nadzieję, że nie odpuszczą.
Nasi byli tam wcześniej, Szkoda, że teraz ich tam nie było. Cóż, może znów pojadą.
A po zwycięstwie, cała skacowana kremlowska wierchuszka ocknie się z bólem głowy w drodze do Hagi, na proces. Sała i ogórców nie będzie. Będą surowe wyroki.
Radosław Januszewski
Zdjęcie ilustrujące: Dmitrij Miedwiediew – pożegnanie z Władimirem Żirinowskim w Domu Związkowym. Foto: Służba Prasowa Dumy Państwowej. Źródło: Wikimedia Commons