Członkowie nowej KRS, domagając się w liście do prezes Sądu Najwyższego pilnego wyznaczenia inauguracyjnego posiedzenia, powołali się m.in. na pilność spraw do rozpoznania, w tym sędziowskich dyscyplinarek i wniosków natury życiowej. Ponieważ nikomu z tego grona nie przeszkadzało do tej pory ponad dwuletnie odmawianie publikacji wyroków Trybunału Konstytucyjnego, a i kilkoro z nich miało własne sprawy dyscyplinarne, całkiem gdzie indziej upatruję powód ich zbiorowego pisma. Według mnie nowa Krajowa Rada Sądownictwa chce za wszelką cenę wystartować i ruszyć, zanim ujawnią się publicznie listy osób udzielających poparcia jej członkom. Jeśli bowiem okaże się, że podpisy w istotnej części zebrano w ministerstwie sprawiedliwości pośród delegowanych tam sędziów, dojdzie wówczas do kompromitacji, która uderzy nie tylko w nich, ale silnym rykoszetem pogrąży polskie sprawy w Brukseli. Nie sądzę więc, aby ci, co dobrze znają całą podpisową prawdę, mogli spać snem prawego i sprawiedliwego…
Trudno bym się nie zajął przebojem mijającego tygodnia czyli sprawą wiadomych nagród… W towarzyszącej temu retoryce mówi się wyłącznie o oddawaniu pieniędzy, tymczasem jako żywo o żadne oddawanie nie chodzi. Otóż, jak wiadomo, oddać można tylko temu, kto wcześniej dał, a jeśli zakwestionowana rzecz ma być przekazana jakiejś innej osobie, to mamy wówczas do czynienia nie z oddaniem, ale z przekazaniem. Wynika z tego, że ów dający w naszej sprawie – jest nim Skarb Państwa – pozostanie nadal niezaspokojony. Do tej pory interesy fiskusa były ustawowo bronione przez Prokuratorię Generalną, ale – jak się okazało – sprawy poborów państwowych VIP-ów zostały przekazane w gestię całkiem innej instytucji o nazwie podobnej do obsługiwanego przez nią kręgu osób. Jej skrót jest nader skromny: VP, ale rozwinięcie miana jakże dostojne – Vox Populi… Ludziska już pytają, czy i tam też będą dawać posady…
Nie ustaję w lekturze rządowej Białej Księgi. Oto jedno z jej sformułowań (akapit 49 zdanie 2), które dokładnie cytuję: „Chcemy doprowadzić do sytuacji, w której uczestnicy procesu już na samym jego początku będą wiedzieli czego oczekuje od nich sąd, jakie okoliczności są istotne dla sprawy i jakie dowody zostaną przeprowadzone”. Wnioskując a contrario trzeba stwierdzić, że – wedle świadectwa twórców dokumentu prezentowanego w tym kształcie zagranicy – obecnie w Polsce, w dowolnie wybranym procesie cywilnym ani za bardzo nie wiadomo o co idzie spór, ani jakie kwestie są w nim ważne, a jakie dowody – przydatne. Pozostaje mi w takim razie dość oczywista konstatacja, że napisał to ktoś bez elementarnej prawniczej praktyki, ani zawodowej ani prywatnej. Mogę jedynie uspokoić owego nieznanego autora, że ta pożądana „sytuacja”, do „której chcemy doprowadzić”, już dawno się ziściła. Owszem, tego nie można wykluczyć, i będzie to dla niego okoliczność łagodząca, że twórca owego postulatu odbył przyspieszony kurs prawa, oglądając w drodze do pracy billboardy Polskiej Fundacji Narodowej. Za te ostatnie też trzeba będzie kiedyś przepraszać, ale to już całkiem inna sprawa…
*Marian Sworzeń ur. 1954, prawnik, pisarz, członek PEN Clubu – niedawno ukazała się jego nowa książka pt. „Czarna ikona – Biełomor. Kanał Białomorski. Dzieje. Ludzie. Słowa”