A więc żyje, a więc nie będzie trzeba szukać ciała. Swiatłana Cichanouska odnalazła się na Litwie. Była osamotniona, więc sama musiała podjąć decyzję.
… nie daj Boże, żeby ktoś stanął przed takim wyborem, przed jakim stanęłam – powiedziała. – Uważajcie na siebie, ani jedno życie nie jest warte tego, co teraz się dzieje.
A u nas? Jeden z wydawało się prominentnych polityków, ten, który występował przed tłumem w krótkich spodenkach, a kiedy pod sejm zbiegli się ludzie, żeby spontanicznie protestować, wyjechał na wakacje z koleżanką-posłanką, jakby tego samego nie mógł zrobić z nią w pokoju hotelu poselskiego, poprawić spodnie i wyjść do demonstrantów.
Trzaskowski? Ano cóż, odwoził dzieci, kiedy pod tęczową flagą – symbolem wolności – protestowali w Warszawie ludzie. Przecież policjanci nie sprawiliby mu pałowania, ani nie zawlekli na podwarszawski dołek. (Chyba).
Cichanouska miała przed sobą perspektywę spotkania z ludźmi Łukaszenki. Może nie była gotowa na męczeństwo.
Widzę w niej po prostu człowieka, dobrego człowieka.
Jakub Tau
Jednak nie była takak samotna. W lokalu komisji wyborczej długo z nią rozmawiano. Łukaszenkowcy zapewne przedstawili jej propozycję nie do odrzucenia: albo przeczytasz tekst, który ci damy i wyjedziesz, albo cię zabijemy. Już tak bywało na Białorusi. Pewien milicjant został oskarżony o morderstwo. Wszyscy, łącznie z rodziną ofiary wiedzieli, że to nie on. Milicjant nie protestował, ale na krótko przed wyrokiem, w celi odwiedził go minister spraw wewnętrznych i pół godziny z nim rozmawiał. Nie zmienia to faktu, że Cichnouska to dzielny człowiek.