Poniższe słowa piszę pod wpływem ostatniej akcji gerylasów warszawskich, którzy wstawili w przystankowe gabloty plakat z Szumo-winnym.
Jestem przeciwny wsadzaniu polityków za politykę. Stalin, kiedy zaczął sadzać za wypowiedzi (swoich, bo innych zabijano, albo wsadzano bez pardonu) spotkał się z ostrą krytyką bolszewików. Krytyka umilkła, kiedy przypomniał im, że przecież sami nie inaczej postąpili, bodajże w jednym przypadku. Bliżej naszych czasów, pewien znany opozycjonista za czasów PRL został oskarżony nie o działalność, tylko o wyssaną z palca kradzież kożucha. Więc nie wsadzajmy, niech poniosą odpowiedzialność polityczną – po prostu nie zostaną wybrani. I jeszcze coś: surowe traktowanie wybrańców ludu może mieć aspekt szukania chłopca do bicia. Przecież to my ich wybraliśmy, my daliśmy się uwieść, my daliśmy się kupić za własne pieniądze. Teraz nam przykro, trochę wstyd, więc… do mamra z nimi.
Hałastra, która zaczepiła się przy wodzu (właściwa pisownia wuc, od WC) nieźle się obłowiła. Trochę za dużo wzięli. To można karnie darować. Niejeden obywatel myśli, przecież ja też… przejechałem się bez biletu np.
Ale tu zaczyna się problem: co z Sasinem i miliardami na kopertówki wyborcze? Co z Szumowskim i jego maseczkami? Co z J. Kaczyńskim i jego dążeniem do wyborów po trupach wyborców?
Proponuję, żeby opozycja przedstawiła projekt ustawy o abolicji za wszelkie takie czyny.
Zobaczymy, jeśli rządzący się zgodzą, to się przyznają. Jeśli się nie zgodzą, też się przyznają, że chcą wprowadzić wreszcie dyktaturę, a niechętnym nie oszczędzą co najmniej pałowania.
Jakub Tau