Teraz mają nas podobno zaatakować ruskie dywersanty, bo przez nasz kraj idzie linia zaopatrzenia do Ukrainy, a i sami im podsyłamy broń.
Po czym rozpoznać ruskiego dywersanta? To trochę tak, jak rozpoznać ruski szampan (kiedyś cztery, teraz siedem zł) Ale nie, nie trzeba będzie go wąchać, ani zażywać. Wystarczy popatrzeć, czy nie ciągną się za nim szelki od spadochronu i czy nie ma uszanki z kokieteryjnie zadartym jednym uchem.
A tak na poważnie: dywersanci w Kijowie, kiedy na początku wojny Rosjanie próbowali zdobyć stolicę Ukrainy, rozstrzelali na ulicy całą rodzinę. Czy to samo będą robić w Polsce, jeśli rzeczywiście zostaną na nas nasłani? Cóż, mamy się czym bronić: jest wojsko, w tym oddziały specjalne, jest policja, a raczej policje.
Jest też wyraźna różnica językowa. W Ukrainie wielu mówi na co dzień po rosyjsku, więc rozpoznać trudno. Tylko, że w Polsce przebywa masa uchodźców (i pracowników jeszcze sprzed wojny). Więc rodacy, jakby co, uważajcie. Ktoś, kto mówi ze wschodnim akcentem nie musi być dywersantem. Ten apel dotyczy przede wszystkim tych, którzy bez wroga nie potrafią żyć i uprawiać polityki.