W 1917 r. front głosował nogami za pokojem, żołnierze masowo dezerterowali. Tak było wtedy na wszystkich frontach I wojny światowej, nie tylko na froncie rosyjsko-niemieckim.
Ale w Rosji tego nie opanowano, już zaczynało się bezhołowie, a na domiar wszystkiego Mikołaj II zwany Ostatnim, abdykował. Cóż, oficerstwo przysięgało przecież carowi, a cara-samodzierżawcy od 15 marca 1917 r. nie było. Nomen omen, aktu abdykacji dokonał na stacji Dno.
I znów dno, a zarazem radość dla wolnego świata: Rosjanie masowo dezerterują, odmawiają wykonania rozkazów, wdają się w pyskówki z dowódcami. A car chory, choreńki, przykryty kocykiem. Tamtego cara – prawdziwego – dopadli wreszcie bolszewicy i z rodziną i damami dworu rozstrzelali, a ciała ukryli. Tego pewnie nie dopadną i nie rozstrzelają (chociaż kto wie?), ale w Rosji bałagan coraz większy, tłumy dezerterów, znarowione wojsko… Oby nie było rewolucji, aż tak źle Rosjanom nie życzę.
I te miliony uchodźców z Rosji, nam też aż tak źle nie życzę.
Radosław Januszewski
Zdjęcie ilustrujące: Ostatnie prawdopodobnie zdjęcie Mikołaja II (1918 r.)