Kiedy Magdalena Środa bodajże w 2004 r. powiedziała na międzynarodowej konferencji w Sztokholmie o zwalczaniu przemocy wobec kobiet, że przemoc wobec kobiet wynika z silnego wpływu kościoła katolickiego na życie publiczne, musiała bardzo się z tego tłumaczyć: że nie powiedziała tego podczas obrad, tylko do dziennikarza w kuluarach, że bardzo się spieszyła. A była w tym czasie ministrą, mianowicie pełnomocnikiem (pełnomocniczką) rządu do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn.
Musiała się tłumaczyć, bo powiedziała te słowa jako kobieta reprezentująca państwo polskie.
Może Pinokio-Morawiecki jakoś się wytłumaczy z tej III wojny światowej. Może powie, że się pomylił?
Otóż, można przewidzieć, że niczego takiego nie powie, przecież w ustach miał to, co jego pan i władca, J. Kaczyński ma w głowie.
Czy zatem Kaczyński chce wojny? Czy ją przewiduje? Nie ma na to optymistycznej odpowiedzi. Spóźnił się deczko na wprowadzenie rządów autokratycznych, bo w Polsce jest już bardzo dużo obywateli, tzn. ludzi, którzy na dyktaturę się nie zgodzą, a pieniędzy na kupowanie sobie życzliwości wyborców wkrótce nie starczy.
Kaczyńskiemu przydałaby się jakaś porządna awantura, żeby porządzić dalej. Sam stan wyjątkowy na wschodniej granicy to mało.
Więc wojna? Nie, raczej szantaż wobec Unii. Jacyś winni się znajdą, można na bank stawiać, że będą to Niemcy.