Polska doktryna obronna w XX wieku przewidywała, że bronimy się, dokąd sojusznicy nie przyjdą nam z pomocą. Zawiedliśmy się na tym we wrześniu 1939 r.
Owszem, Polską rządziła klika sanacyjna i rozłożyła cokolwiek naszą obronność. Owszem, cios zadano z obu stron, a jak mawiał Piłsudski, wskazując na wschód i zachód, jeśli napadną nas stąd i stąd, to będę mógł wydać tylko jeden rozkaz: do modlitwy. Owszem, polskie siły zbrojne były znacznie słabsze od wojsk nieprzyjacielskich. Ale rozłożyły nas przede wszystkim decyzje polityczne.
Francja i Wielka Brytania nie pomogły nam ani militarnie, ani – wcześniej – materialnie.
Teraz możemy się zastanawiać, czy nasi sojusznicy przyjdą nam z pomocą. Na rocznicę 1 września Niemcy wysłali mocną delegację państwową: prezydenta i kanclerz. Trump nie przyjechał, bo grał w golfa.
A potem, a właściwie teraz, wycofał amerykańskie wojska z Syrii tłumacząc, że… Kurdowie nie pomogli Amerykanom w Normandii. Turcja oczywiście zaczęła ofensywę na Kurdów. A u nas? Fortu Trump, mimo buńczucznych oświadczeń, jak nie było, tak nie ma.
Pomyślmy jako Polacy, ale także jako Europejczycy, kto jest gwarantem naszego bezpieczeństwa i czy w ogóle ktoś taki jest.
Oczywiście, poza nami samymi.
Jakub Tau