Jerzy Zajadło: Magicznych słów ciąg dalszy – tym razem „przeprosiny”

0
(0)

W swoim poprzednim felietonie na tym portalu zająłem się magią słowa „kontekst”. Wydarzenia ostatnich dni spowodowały, że trzeba by też trochę miejsca poświęcić równie zagadkowym funkcjom, jakie może spełniać z pozoru niewinne słowo „przepraszam”.

Brednie polityków PiS dzielą się na dwie kategorie: takie, za które nie opłaca się przepraszać, ponieważ są częścią pewnej polityki (vide: Morawiecki o sędziach) i takie, które mogą wyborczo zaszkodzić, więc na wszelki wypadek lepiej się z nich wycofać jakimś nic nie znaczącym “żałuję – zostałem źle zrozumiany” (vide: Jaki o Wehrmachcie), “nie chcę szkodzić mojej partii” (vide: Pawłowicz o żydowskim święcie) lub “moje słowa zostały wyrwane z kontekstu” (vide: Bierecki o oczyszczaniu wspólnoty narodowej). Obie kategorie łączy tylko to, że chociaż pozostaną bredniami i ich autorzy o tym raczej wiedzą, to jednak spełniły zamierzony cel orania świadomości własnego elektoratu. Prędzej czy później jednak powrócą, tyle że w jakiejś nowej postaci – i znowu będą przedmiotem przedwyborczych kalkulacji: już warto czy jeszcze nie warto przepraszać? Biedne jest tylko to piękne słowo “przepraszam”, ponieważ w wydaniu polityków PiS, wypowiedziane czy nie wypowiedziane, kompletnie nic nie znaczy. Czasami przeprosiny w ogóle nie są zresztą potrzebne – jest bowiem pewna grupa, która wyspecjalizowała się w swoistej hermeneutyce i na potrzeby gawiedzi łagodzi nieco brednie tłumacząc, co bredzący miał na  myśli (np. Cymański, Czarnecki czy Sasin), chociaż czasami wychodzą z tego jeszcze większe brednie.

W przestrzeni publicznej  oznacza to jednak pewną nową jakość – kiedyś „przeprosiny” obracały się w sferze intencji i mogły być szczere, bądź nieszczere; teraz przesunęły się w sferę pragmatyzmu i mogą być opłacalne, bądź nieopłacalne. Stopień pragmatyzmu rośnie w zależności od tego, czy wypowiedziane brednie były tylko przypadkowym lapsusem wynikającym z braku bliższej relacji pomiędzy specyficzną artykulacją i klasycznie pojętym rozumem (czytaj: językiem i mózgiem), czy też elementem pewnej świadomej polityki formułowanej z zamiarem pilnej obserwacji reakcji elektoratu. Prawdziwa instrumentalizacja hamletowskiego wymiaru decyzji „przepraszać czy nie przepraszać – oto jest pytanie” dotyczy tylko tej drugiej sytuacji. Ta pierwsza jest bowiem znacznie prostsza – można ją bowiem albo zbagatelizować znaną formułą „koń jaki jest każdy widzi” i nie ma się czym przejmować, albo też się od niej odciąć i zdystansować jak nie przymierzając „Mazurek od Pawłowicz”.

Jest oczywiście jeszcze trzecie wyjście. Może się bowiem okazać, że społeczny odbiór  bredzącego towarzysza/towarzyszki jest znacznie lepszy i bardziej przychylny niż można by tego prima facie oczekiwać. Wówczas nie jest to kwestia przeprosin, lecz raczej awansu nie docenianej do tej pory jednostki i włączenia jej w główny nurt polityki, skoro tak świetnie wyczuwa potrzeby elektoratu.

W najlepszej sytuacji są niektórzy moi koledzy/koleżanki uczeni – jeśli nawet decydują się czasami na wygadywanie na potrzeby polityki kompletnych bredni, to i tak nie muszą przepraszać, ponieważ cała reszta nie bierze ich poważnie. Wystarczy, że ze wstydu nie przenoszą tego do prac naukowych.

Jerzy Zajadło

konstytucyjny.pl

How useful was this post?

Click on a star to rate it!

Average rating 0 / 5. Vote count: 0

No votes so far! Be the first to rate this post.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

wp-puzzle.com logo

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments