Systematyczni czytelnicy mojego bloga dostrzegli zapewne, że jestem stanowczym i konsekwentnym krytykiem instytucji delegowania sędziów do ministerstwa sprawiedliwości. Jest to coś z gruntu niestosownego. Miejscem pracy sędziego jest sąd, a nie urząd obsługujący ministra.
Do tej pory pozostawałem (a myślę, że i wielu kolegów sędziów i osób spoza sądów) w błogiej nieświadomości co do pewnej istotnej kwestii natury finansowej. Jak wiadomo sędziowie którzy nie lubią sądzić, zaś odnajdują się w roli urzędników, dostają sowite apanaże w postaci dodatków do wynagrodzenia sędziowskiego. Są to różnego rodzaju dodatki, których suma dochodzi do 3.000 – 4.000 złotych netto. Byłem przekonany, że działa to na zasadzie: minister deleguje, minister płaci z własnego budżetu. Otóż nic bardziej błędnego. Urzędnikom ministra, sprawującym urząd sędziego bez świadczenia pracy w charakterze sędziego, dodatki płaci ich macierzysty sąd z puli pieniędzy na wynagrodzenia.
I to właśnie uważam za skandal. Te pieniądze powinny pójść na nagrody czy dodatki dla ciężko pracujących za marne pieniądze pracowników sekretariatów i asystentów. Jest coś głęboko niemoralnego w tym, że ktoś kto pracuje znacznie mniej i w warunkach mniej stresujących niż sędzia pracujący w pełnym wymiarze dostaje duże dodatkowe pieniądze nie wiadomo właściwie za co. I głęboko niewłaściwe jest, że te nienależne dodatki płaci sąd, w którym zostawili swoje sprawy i w którym blokują etat, nie świadcząc pracy.
P.S Ceterum censeo…że nadzwyczajna kasta jest, tylko nie tam, gdzie wskazuje ją pan minister, tylko zupełnie gdzie indziej, tuż pod jego bokiem.
*Autor blogu jest sędzią w jednym ze stołecznych sądów. Publikujemy za jego zgodą.
Tytuł zmieniony przez redakcję Monitora
kiedyś za rządów premier Suchockiej byl taki projekt aby sedziowie delegowani do ministerstwa albo złożyli deklaracje że zostają i przechodzą na etaty urzędnicze albo wracają do sądzenia. Mieli na to jakiś czas jeżeli zostawali w MS tracili m. in stan spoczyku. Warto do tego wrócić
Zgadzam się w pełni. Tyle, że to chyba nierealne. Dekady całe funkcjonowania tej patologii zdemoralizowały spore grono sędziów. Mówiąc brutalnie, dla kilku tysięcy w każdej grupie znajdą się chętni, niestety także wśród sędziów.