Ostatnio rosyjski minister Szojgu (śmieszna jak na Rosjanina nazwa funkcji: obrona narodowa), rozpowszechnia po Europie informację, że Ukraińcy chcą zrzucić na Rosjan brudną bombę, czyli bombę prawie konwencjonalną, tyle że zanieczyszczoną radioaktywnie. Jeśli rosyjski minister tak mówi, to znaczy, że jest właśnie na odwrót, że to Putin i jego hałastra planują coś takiego zrobić.
Putin ma już siedemdziesiątkę i schudł jakieś osiem kilogramów. Nikogo poza lekarzami i najbliższymi nie powinno to obchodzić, ale mowa o dyktatorze Federacji i to w krytycznej sytuacji prowadzonej przez niego wojny. Miało być przyjemne, a tu Ukraińcy stawili zażarty opór i nawet ośmielili się wyprowadzić kontrofensywę. Coś zatem trzeba zrobić, choćby ze względu na następcę.
W zajętej przez rosyjskiego okupanta Zaporoskiej Elektrowni Atomowej jest wiele pojemników ze zużytym (promieniotwórczym, a jakże) paliwem jądrowym. Rosjanie coś przy nim majdrują. Jak spowodują wybuch, to skażonych zostanie kilkaset kilometrów kwadratowych ukraińskiej ziemi.
I co z tego, poza koszmarną stratą dla Ukraińców? Ano to, że do zrzucenia przez Rosjan bomby atomowej coraz bliżej. W końcu skażenie, takie czy inne, to zawsze skażenie i nie ma się co ekscytować. A umierający wódz może się przed śmiercią uśmiechnie. Będzie miał kurhan większy od Kopca Krakusa, pełen dusz, bo ciała wyparują.
Coś należałoby z tym zrobić i to szybko, bo potem przecież nasza kolej. Szojgu, czy jakiś inny drań może zapragnie uczcić swoją intronizację. A Bałtyka i wiarołomna Polsza byłyby w sam raz.
Radosław Januszewski
Zdjęcie ilustrujące: Od prawej – Szojgu, Putin,Gierasimow