Siergiej Surowikin z zawodu jest rzeźnikiem. Ale nie zabija bydła tylko ludzi. Jest też rosyjskim generałem i sławi osiągnięcia federacyjnego oręża na całym świecie. Ostatnio w Ukrainie, ale wcześniej szlify rzeźnickie zdobywał w Syrii. Dowodzone przez niego wojska bombardowały bez litości osiedla mieszkalne, szpitale, cywilów zabijały setkami. Wsławił się także w Tadżykistanie i w II wojnie czeczeńskiej, ludobójczej, a jakże.
Car ceni wiernego sługę, a zarazem doradcę wojskowego, kawalera wielu gwiazd i orderów, od października dowódcę wojsk federacji w Ukrainie.
Surowikin działa systematycznie: niszczy infrastrukturę Ukrainy. Plan jest prosty, chodzi o pozostawienie Ukraińców bez ogrzewania na zimę, bez zdatnej do picia wody, bez szans na przeżycie w warunkach obniżonych temperatur.
Czy można się przed tym obronić? Tak, w Polsce, bo tu nie ma wojny. Może powinniśmy jakoś uczcić Surowikina? Przecież daje nam asumpt do ponownego okazania serdecznych uczuć wobec uchodźców.
A może lepiej poczekać na jakiegoś starika z Kaukazu, który dobrze wymierzy i pociągnie za spust. Tylko należy pamiętać (jak w starym dowcipie o Breżniewie), że kiedy będzie celować, nie wolno go poklepywać po ramieniu, żeby okazać sympatię.
Radosław Januszewski
Zdjęcie ilustrujące: Sługa i jego pan. Spotkanie w Syrii, 28 grudnia 2017 r. Foto: Służba Prasowa Kremla. Źródło: Wikimedia Commons