Teraz J. Kaczyński mówi, że jesteśmy jedną wielką rodziną…
Może zrozumiał, że szwadronami pałkarzy i łażeniem po kościołach nic nie osiągnie?
Nie, chyba chodzi o typowe dla niego i jego partii zaklinanie rzeczywistości. W takim razie ta „jedna rodzina” brzmi trochę groźnie, bo zawsze znajdą się synowie marnotrawni, córy marnotrawne, jakiś drugi sort, jakieś ubeckie wdowy i wrogowie Polski.
A jeśli będzie ich że naprawdę dużo, tak dużo, że zrobi się tłoczno na ulicach i jezdniach, bo górale zaprotestują razem z gejami (górale z gejami!)?
Wtedy będzie można uciec się do maksymy Bertolda Brechta: Czyż nie byłoby przecież prostszym rozwiązaniem, gdyby rząd rozwiązał naród i wybrał drugi?
Właśnie, skoro nam się nie podoba, to rozwiążmy się sami, bo ten rząd nawet tego porządnie nie zrobi.
Jakub Tau
Zdjęcie ilustrujące: Bertold Brecht z Heleną Weigel 1 maja 1954 roku na platformie teatru Berliner Ensemble