Jarosław Kaczyński jest człowiekiem, który kocha ludzi wypełniających co do joty jego polecenia. Wszak uważa się za wodza, który nigdy się nie myli. Posługuje się swoimi jak marionetkami. A dlaczego tak się dzieje?
Ano cóż, spróbujmy zajrzeć do wnętrza J. Kaczyńskiego. Będzie to wycieczka krótka i nieprzyjemna. Ten człowiek chciał być zbawicielem Polski. Jeśli aż tak, to dwie sprawy. Oto sprawa pierwsza: Narzędzia wodza, to osoby, które można kupić za pieniądze, za stanowiska, za cokolwiek, bo jedynie świetlaną postacią jest sam wódz, więc mają słuchać i wykonywać. Co więcej, mają wodza czcić.
Oto sprawa druga: wściekłość na posłów, „mordy zdradzieckie”, „chamska hołota” (skądinąd pułapka na dyslektyków), ale wściekłość i na demonstrantów, kiedy na ulice wychodziły dziesiątki tysięcy, wrzaski o „ubeckich wdowach”. A niedawno interwencje policji z gazem, pałowaniem, popychaniem i zatrzymywaniem parlamentarzystów.
No bo jak, on dla ludu wszystko, a lud mu wbrew? Co z tego wynika? Czy J. Kaczyński będzie bronił swoich imaginacji jak niepodległości? Wiele na to wskazuje, bo Trzaskowski zdobył w sześć dni ponad milion sześćset tysięcy podpisów.
Jak będzie bronił? Kruczkami prawnymi (bezprawnymi)? Narodową hołotą nasyłaną na demonstrantów? Policyjną pałką? Nie wiadomo. Wiadomo jedno: sprzątanie po nim potrwa długo. Oby teraz nastąpił początek.
Jakub Tau