Przecież sędziowie Sądu Najwyższego nadal będą orzekać zgodnie z prawem i sumieniem. Przecież uznają uczciwe wybory (hm?).
Skąd to „hm”? A stąd, że tak długo władza wykonawcza naciskała, kręciła wysyłała p.o. prezesa, aż uzyskała, co chciała.
Czyżby? Kto wybrał na prezes sędzię Małgorzatę Manowską? Nie, nie chodzi mi o prezydenta, który ją mianował (przecież nie on w istocie dokonywał tu mianowania). Chodzi mi o wyborców, czyli o 95 członków Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego. Spośród nich 25 osób (tylko, czy aż) głosowało na sędzię Manowską. Nie trafiło na naiwniaczków. Wiedzieli, że w pierwszym rządzie PiS była zastępcą Ziobry, że z mianowania Ziobry została dyrektorem Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, co nie spotkało się ze zrozumieniem urzędującej wtedy prezes SN, Małgorzaty Gersdorf. Więcej – sprawą zajął się rzecznik dyscyplinarny SN.
Cóż, sędziowie mówią, że Manowska jest dobrym prawnikiem. Jaki z tego wniosek?
Że dobry prawnik nie pozwoli sobą szastać? Miejmy nadzieję, że tak będzie.
I właściwie nie zrobiła niczego żenującego. Wyciek danych osobowych ponad 50 tysięcy sędziów, prokuratorów i pracowników wymiaru sprawiedliwości nie nastąpił z jej winy.
I znów, skoro nie okazała się brakiem szlachetności charakteru… miejmy nadzieję.
A ja mam już dość takich nadziei. Chciałbym, żeby prezydent wybierał tę osobę, która dostała najwięcej głosów.
Jakub Tau
Zdjęcie ilustrujące wykonał Krzysztof Sitkowski (KPRP)