Jarosław Kaczyński nie świecił nieobecnością na spotkaniu z Joe Bidenem w Warszawie, nie jest bowiem taką osobowością ani osobistością, żeby móc świecić lub nie świecić. Po prostu go nie było.
Kaczyński nie przyszedł na dziedziniec Zamku Królewskiego w Warszawie, bo po prostu się wystraszył. On boi się wolności.
– Opór Ukraińców przeciwko Rosji jest częścią wielkiej walki o wolność… – powiedział Joe Biden.
Zaś Kaczyńskiemu wolność nie w smak, bo może zagrozić jego władzy. Władzy człowieka, którego domu pilnują kohorty policji, który uważa się za zbawiciela Polski, a przede wszystkim za kogoś najważniejszego.
A tu taki klops: przyjeżdża szef wolnego świata. Całego wolnego świata! I jak tu świecić?
Znacie ten dowcip, no to posłuchajcie: co to jest – nie świeci i w d… się nie mieści? Odpowiedź: radziecki przyrząd do świecenia w d… .
Otóż Kaczyński, że swoimi wodzowskimi ambicjami cofa się (nas?) do czasów radzieckich, gdy każdy naród musiał mieć przywódcę, bez którego nic. Gomułka, Gierek, Żiwkow, Ulbricht, Husak i cała horda innych.
Potem jednak okazywało się, że jak ten przyrząd: nie świecą i w tym miejscu się nie mieszczą. Kaczyński też.
Jakub Tau
Zdjęcie ilustrujące: Office of the President of the United States /Wikimedia Commons