Nie mamy szczęścia do listopada. To miesiąc smutny i ponury. Co prawda umówiliśmy się kiedyś, że 11 listopada w XX wieku Polska odzyskała niepodległość, ale jakoś tak się składa, że to święto nigdy nie było ani radosne ani pogodne. I to nie tylko kwestia pogody
W tym roku listopad okazał się być miesiącem jeszcze bardziej ponurym niż zwykle. Oto dosłownie kilka godzin przed 1 listopada – Świętem Zmarłych dowiedzieliśmy się, że w tym roku z tego święta nie będziemy obchodzić, jak zwykle, na cmentarzach. Święto Zmarłych musieliśmy więc urządzić w domach. Niektórzy mówili, że było to wręcz prorocze. Było więc oczywiste, że listopad zaczął się źle.
Komunikaty o tym, ilu z nas ma koronę, i ilu zmarło – nie poprawiały nastroju.
Jesteśmy co prawda wychowywani w duchu patriotyzmu i imperatywu oddawania życia za Ojczyznę – ale na polu bitwy. Wśród huku dział i okrzyków: „Za Polskę,” „Niech żyje,” „Nie poddamy się”.
Wariant, jaki obecnie się nam proponuje, to umieranie w kolejce do Izby Przyjęć albo do respiratora, nie ma w sobie nic z patosu. No i jak człowiek nie może złapać oddechu, to nie wznosi żadnych okrzyków, ani za, ani przeciw. Umiera w ciszy i zdziwiony, bo przecież wczoraj, zanim go zabrali do karetki, to widział w TVP, że wszystko jest i czeka na chorych.
Niektórzy pewnie umierają w mękach, przeświadczeni o tym, że ich miejsce przy respiratorze przypadło jakiemuś Niemcowi albo Niemce. Bo przecież prezydent powiedział, że mamy wszystko dla własnych chorych i jeszcze możemy chorym sąsiadom pomóc. To pewnie pomagamy.
Wszystkim wiadomo, że prezydent nasz jest dobrym człowiekiem i nie pierwszy raz obiecuje innym to, czego nie ma.
Jedyne, co ożywiało tę dla mnie bardzo ponurą atmosferę, to były demonstracje uliczne. Kobiet i mężczyzn pod pozorem walki o prawa kobiet, ale tak naprawdę o coś więcej. O dużo więcej.
Nie napiszę o co, bo na pewno bym coś pominął, a tego nie chcę.
W kwestii pomijania rząd i TVP mają praktycznie monopol i nie odważę się go złamać.
Demonstracje te, które pokazywały, że frustracje, że oburzenie, że wściekłość – jakby na to nie patrzeć – emocje negatywne potrafimy wylać z siebie pozytywnie, z dobrą energią. Warto o tym pamiętać. I kultywować jako nową, świecką tradycje.
Potem przyszło jednak najsmutniejsze święto, jakie teraz mamy.
11 listopada – Dzień Niepodległości. Świętujemy na ulicach tak, że bardzo dobrze widać, jak to z tej niepodległości przez te lata źle korzystaliśmy. A przez ostatnie 5 lat nie tylko źle, ale wręcz fatalnie. Kolejne dni pokazały jednak, że może jeszcze gorzej.
Oto bowiem mój rząd – czy chce tego czy nie, tak długo jak mam obywatelstwo polskie albo tu mieszkam, tak długo to mój rząd – pokazał mi, że robić to może i coś robi, ale sam nie wie co i po co.
Przykładem tego, że rząd nie wie, co robi jest przyjęta przez większość parlamentarną ustawa, z którą rząd się pryncypialnie, zasadniczo i zupełnie nie zgadza. Dlatego jej nie publikuje, choć musi. Będący u władzy mówią otwarcie, że winę za to, że sami oni nie wiedzą, co robią – ponosi opozycja i Donald. Nie Donald Trump, jeszcze przez chwilę prezydent USA, którego tweety są dla tej władzy prawem – ale Tusk, też Donald, którego tweety są bezczelną ingerencją w sprawy Polski.
To przykłady na to, że nie wiedzą, co robią w Polsce.
Ale jesteśmy przecież w Unii Europejskiej.
W Unii Europejskiej premier mojego rządu zapowiada, że zawetuje swój największy sukces, jakim był wynegocjowany przez niego budżet unijny. Co więcej, zrobi to w interesie Unii, która tkwi w mylnym błędzie i za swój interes uważa to, co nie jest interesem Polski. W skrócie: chodzi o praworządność i przestrzeganie prawa.
A kiedy myślałem, że już mnie nic w tym listopadzie nie zasmuci, to przyszedł dzień, kiedy kwiat policji – młodzi i sprawni ludzie, którzy za nasze pieniądze uczą się jak nas, zwykłych obywateli i zwykłe obywatelki, bronić przed terrorystami, bandytami i agresywnymi, biegającymi z pałkami i walącymi kogo popadnie idiotami – zrobili to, przed czym niby nas bronią. Pobili metalowymi pałkami młodych, pokojowo demonstrujących bez agresji ludzi, za…
Dokładnie nie wiem za co: czy za kolor butów, wzór na maseczce, złe akcentowanie wykrzykiwanych haseł czy za może chodzenie bez zgody rodziców lub dzieci i dziadków po godzinie 17 po mieście?
A jeszcze w Sejmie premier i wice- też premier, krzyczeli coś, że wyjdziemy z Unii.
Do końca listopada jest ledwie kilka dni i aż się boję pomyśleć co jeszcze nas w tym listopadzie 2020 roku czeka?
Wielu boi się, że ten rząd wyprowadzi Polskę z Unii. Ja, mówiąc prawdę, z tym, co mówią, że tego chcą – wiążę ogromne nadzieje. Dlaczego? Przecież chcę Polski w Unii.
To proste: ten rząd nie potrafi zrobić tego, co zrobić chce. Po prostu tak już ma. Przez pięć lat codziennie mówi, że coś zamierza zrobić i pokazuje, że zupełnie nie wie, jak to zrobić. To dlaczego niby miałoby mu się coś takiego udać?
Po listopadzie zaś jest grudzień. I nikt nie wie, jakie to prezenty Mikołaj nam pod choinkę przyniesie.
Krzysztof Pawłowski