Przypomnę, że Wojciech Jaruzelski wprowadził stan wojenny, bo w ówczesnej konstytucji, której ówcześni rządzący w ogóle nie brali pod uwagę, nie było stanu wyjątkowego, a tyrani zawsze chcą wyglądać na praworządnych.
Teraz Jarosław Kaczyński też chce wyglądać na praworządnego. Tyle mówiono o epidemii, pandemii i braku uregulowań prawnych z prawdziwego zdarzenia, że dla opinii publicznej przestało to być istotne.
Teraz liczy się, kto wygra wybory prezydenckie.
Próba wykorzystania przez obóz rządzący (czyli J. Kaczyńskiego) kwestii LGTB idzie na całego, chociaż odbija się to nieprzyjemnym dla nas echem na świecie, a może się odbić czkawką i nie dostaniemy za karę części środków z UE. Ostatnio A. Duda coś jakby przystopował, kiedy matki osób LGTB, co więcej bezpośrednio działacz tego środowiska zwrócili się do niego. Przestraszył się? Pewnie tak.
To nie wszystko, oskarżył Donalda Tuska o zlikwidowanie kilkudziesięciu stacji sanepidu. Zapomniał dodać, że było to 5 lat temu i dawno można było je przywrócić.
Ostatnio dziennikarz z TVP zarzucił Rafałowi Trzaskowskiemu, że ten zamiast iść na pochód poszedł kupować sobie dżem.
No i wiecznie żywy antysemityzm. W TVP powiedzieli, że 200 miliardów zł zostanie przeznaczone na zaspokojenie… roszczeń żydowskich, a polskie rodziny nie dostaną nic, jak tylko Trzaskowski wygra. Prasa izraelska odnotowała, że w Polsce rządzący uciekają się do antysemityzmu, żeby tylko pogrążyć kontrkandydata Dudy. Więcej tego było przy okazji Spinozy (bo Żyd).
Trochę śmieszne, trochę straszne, jak miłość z tygrysem. Ale jednak straszne, bo co, jeśli socjolodzy, którym tak J. Kaczyński dziękował przy poprzednich wyborach powiedzą, że Duda raczej nie przejdzie?
Możliwe, że wtedy wódz przypomni sobie o zdrowiu i życiu obywateli i wprowadzi stan wyjątkowy, aż Covid-19 przestanie szaleć, szczególnie na Śląsku, od którego tak wiele wyborczo zależy i zawsze zależało.
Jakub Tau
