Był rok 1976, kończyła się epoka gierkowskiej prosperity, majdrowano przy konstytucji…
Profesor, świetny wykładowca, na którego wykłady ściągały tłumy studentów, przerwał nagle merytoryczne wywody i powiedział (cytuję z pamięci):
– Każdy ma prawo się mylić, moralne praw: prawnik, lekarz, inżynier. Nikt nie ma prawa kłamać.
Tak jest, ale w obliczu spraw takich, jak sprawa Tomasza Komendy, ostatnio Arkadiusza Kraski i (kilkuset!) innych, kiedy ludziom błędy innych ludzi odebrały kawał życia, pojawia się pewien problem: czy poza prawem, państwowym i moralnym prawem, jakiejś roli nie odgrywa zwyczajne poczucie wstydu?
Piszę to po zapoznaniu się z informacją medialną, że sędziowie, którzy skazywali niesłusznie mogą teraz mieć wpływ na udzielenie zadośćuczynienia. Prawda, istnieje instytucja odłączenia się od sprawy. Sędzia może, ale nie musi się odłączać. Ale czy nie lepiej po prostu zawiesić sędziowską togę na kołku i zostać np. adwokatem, albo tramwajarzem, albo zająć się publicystyką prawną?
Piszę, bo szlag mnie trafia i zgroza przenika. Przecież każdy z nas może paść ofiarą pomyłki sądowej, a potem zidiocenia klawiszy i wychowawców więziennych. I polityków, którzy pełniąc wysokie funkcje, np. ministra sprawiedliwości będą, jak Lech Kaczyński, domagali się wysokiej kary za czyn, którego jeszcze nie udowodniono. Czy ktoś pamięta jaka była sekwencja wydarzeń? W I instancji 15 lat, w II 25 lat.
I jak tu udowodnić, że sędziowie najuczciwiej pod słońcem orzekali, nie kierowali się niczym poza własnym sumieniem i przepisami? Bo ja sądzę, że tak było, tylko, że nie chciałbym, żeby dalej orzekali. Ale to zależy tylko od nich samych.
Jakub Tau