Temat referendalno-konstytucyjny, który po raz pierwszy pojawił się w wypowiedzi prezydenta podczas trzeciomajowego święta, spotkał się – co wielokrotnie podkreślano – z rezerwą partii rządzącej. Nikt rozsądny nie powinien jednak przypuszczać, że było to prawdziwe zaskoczenie, pamiętając choćby o projekcie ustawy zasadniczej schowanym w przeddzień wyborów. Skoro teraz sygnał został publicznie dany i machina przygotowawcza ruszyła na dobre, każdy miesiąc będzie przynosił coś nowego. Są już pierwsze deklaracje i wypowiedzi. Zajmę się jedną z nich.
W dniu 21 czerwca minęła rocznica skazania szesnastu przywódców Państwa Podziemnego w moskiewskim procesie w roku 1945. Dokładnie tego samego dnia prezydent, miast w jakikolwiek sposób nawiązać do tego wydarzenia o skutkach wyjątkowo tragicznych dla Polski, wolał – podczas wizyty w Nowym Dworze Gdańskim – ponownie skrytykować obecną konstytucję, którą zaledwie kilka dni wcześniej nazwał „symbolem okresu przejściowego”. Tamże na Żuławach powitały go transparenty domagające się nowej konstytucji, co świadczy o wyjątkowej sprawności lokalnych władz, znających się nie tylko na „wietrze od morza”, ale i na powiewach z Warszawy.
Próbując najspokojniej, sine ira et studio, odczytać znaczenie terminu „przejściowy”, posłużmy się jego słownikowym objaśnieniem – „mający charakter tymczasowy, chwilowy, czasowy, krótkotrwały”. Tak więc dowiedzieliśmy się z najwyższego szczebla, że minione 20 lat naszego społecznego bytowania (a więc okres równy trwaniu przedwojennej Polski) były niczym innym jak państwową prowizorką, egzystencją na ustawowych walizkach i wyczekiwaniem między kadencjami. Podążając za tymże rozumowaniem, ktoś, kto teraz zdawał maturę, powinien być świadomy, że i on spędził swoje dotychczasowe życie w warunkach improwizacji. Jeszcze gorszy jest bagaż mojego pokolenia z doczepioną mieszanką bałaganu i bezruchu z okresu PRL-u. Owszem, brakuje jeszcze jakiegoś zmyślnego określenia na przedkonstytucyjne lata 1989-1997, ale i ono się pojawi…
Przy tej „przejściowej” okazji wprowadzeni zostaliśmy na ścieżkę eschatologii, bowiem czyściec jest przecież kachechizmowym stanem między piekłem a niebem. Tym, który te pozaziemskie kręgi dawno temu opisał, był Dante – w „Boskiej komedii” poświęcił czyśćcowi (purgatorio) tyleż samo uwagi co piekłu (inferno) i rajowi (paradiso), gdzie też nastąpiło upragnione spotkanie z Beatrycze. Zapomniałbym dodać, że poeta miał kompetentnego przewodnika w osobie Wergiliusza, „dobrego Mistrza”…
Na razie nasz stan przejściowy trwa w najlepsze, ale to wcale nie znaczy, że czas nie biegnie – w przeciwnym razie niepotrzebne byłyby ZUS-owskie tabele ze średnią wieku… Jedni przekroczyli już „połowę czasu” (tę z pierwszego wersu „Boskiej”, pochodzącą z przyznania człowiekowi średnio 70 lat życia), inni są dopiero przed nią. Nie zostało chyba nic innego, jak cierpliwie czekać na zakomunikowanie nam bliższych szczegółów wyprawy ku Nowemu. Jak długo ma ona potrwać? Jakich przeszkód można się spodziewać? Czy my również – jak bohater poematu – pobłądzimy w „ciemnym lesie” już na samym początku? Na kim się wtedy wesprzemy? Kto będzie naszym Wergilim? No i czy zobaczymy Beatrycze? To poważne pytania – bynajmniej nie komediowe, ale całkiem serio.
Jeden z zarzutów stawianych obecnej konstytucji sprowadza się do tego, że „nie ochroniła Polaków przed podwyższeniem wieku emerytalnego”. Niestety, taki rodzaj argumentacji zaprezentowany na samym starcie zdaje się zapowiadać, że kolektywna droga do Nowego Wspaniałego Świata obfitować będzie w rozmaite sytuacje „śmieszno-straszne”. Nie ja wymyśliłem to określenie (jego autor jest zresztą znany), ale muszę przyznać, że wyklucza ono, i to całkiem finezyjnie, jakiekolwiek stany przejściowe. Na przykład – obojętność, o nudzie nie wspominając.
*Marian Sworzeń ur. 1954, prawnik, pisarz, członek PEN Clubu, ostatnio wydał „Opis krainy Gog”