Ważny dyrektor z jeszcze ważniejszego departamentu ministerstwa sprawiedliwości prosi prezesa Sądu Okręgowego w Radomiu o rozważenie odwołania z funkcji przewodniczących dwóch sędziów. Chciałoby się rzec: Pokornie prosi…Chyba jednak nie…
Kilka dni temu pisałem o zasadniczych wątpliwościach co do tego, czy sędziowie pracujący na co dzień dla ministra Ziobry posiadają kwalifikacje do orzekania w sądach. Pan dyrektor Pawłyszcze, przynajmniej co do swojej osoby, jedynie pogłębia te wątpliwości.
Panie sędzio (tak sędzio, bo sędzią jest się całe życie, dyrektorem w ministerstwie bywa, czasem zupełnie niepotrzebnie) Dariuszu Pawłyszcze! Pozwoli Pan, że przytoczę pewien przepis Konstytucji RP (to taki najwyższy akt prawny w naszym Państwie):
Sądy i Trybunały są władzą odrębną i niezależną od innych władz (art. 173)
Cóż to znaczy, mógłby Pan zapytać?
Spieszę z życzliwą podpowiedzią. Niezależność sądów jako władzy odrębnej i niezależnej (nie sędziego na sali rozpraw, ale właśnie sądów jako trzeciej władzy) to nie jest bajka o Czerwonym Kapturku, ale jedna z naczelnych zasad obowiązujących w cywilizowanym świecie do którego należymy. A przy okazji fundamentalna zasada ustrojowa Rzeczypospolitej.
Oznacza, że ani minister Ziobro, ani żaden z jego politycznych pomocników, ani żaden dyrektor departamentu nie może ręcznie kierować sądami i mianować wedle swego uznania prezesów. Tak samo, minister, pomocnik ministra i podległy im dyrektor nie są od tego, żeby prosić/udzielać porad/sugerować czy wręcz polecać odwołanie z funkcji przewodniczącego tego czy innego sędziego.
Rozumiem, że praca w ministerstwie na dyrektorskiej posadzie może przytłumić ostrość widzenia, ale naprawdę warto o tym pamiętać. `
*Autor blogu jest sędzią w jednym ze stołecznych sądów. Publikujemy za jego zgodą.
**Od Redakcji: pisownia (krajowa rada sądownictwa) – oryginalna i celowa
*** Tytuł nieco zmieniony przez Redakcję Monitora