Jak oświadczył prezydent USA, polski prezydent Andrzej Duda miał zadeklarować ogromne, sięgające miliardów dolarów nakłady finansowe, w zamian za stałe bazy wojskowe w Polsce. Czy prezydent A. Duda miał prawo do takiej deklaracji?
Zgodnie ze zwyczajowym prawem międzynarodowym głowie państwa przysługuje prawo pełnego, nieograniczonego reprezentowania państwa w stosunkach międzynarodowych, czyli tzw. ius repraesentationis omnimodae. Oświadczenia głowy państwa wiążą to państwo w stosunkach międzynarodowych. Może ona także bez potrzeby przedkładania pełnomocnictwa zawierać umowy międzynarodowe, co potwierdza art. 7 ust. 2 Konwencji wiedeńskiej o prawie traktatów z 1969 r. (Dz.U. z 1990 r. Nr 74, poz. 439).
Jednakże:
1. Zgodnie z art. 146 ust. 1 Konstytucji RP to Rada Ministrów (a nie Prezydent RP) prowadzi politykę zagraniczną Rzeczypospolitej Polskiej. Jak orzekł Trybunał Konstytucyjny w głośnym postanowieniu w sprawie sporu o reprezentację Polski w Radzie Europejskiej (Postanowienie TK z dnia 20 maja 2009 r., sygn. akt. Kpt 2/08) głowa państwa może wprawdzie reprezentować państwo za granicą (w tamtej sprawie chodziło o udział w posiedzeniach Rady Europejskiej), ale jest związany instrukcjami negocjacyjnymi przyjmowanymi przez Radę Ministrów. Wynika to z zasady współdziałania władz, wyrażonej w preambule oraz art. 133 ust. 3 Konstytucji RP. Prezydent nie dysponuje zatem dyskrecjonalnym uznaniem w wiązaniu państwa określonymi zobowiązaniami międzynarodowymi. I tu pierwsze pytanie: czy Rada Ministrów udzieliła A. Dudzie upoważnienia do złożenia władzom USA takiego świadczenia? Jeśli tak, to biorąc pod uwagę wiążące się z nim obciążenie finansowe dla polskiego podatnika, opinia publiczna ma prawo poznać jego treść. Jeśli nie, to głowa państwa działała ultra vires (poza zakresem kompetencji) i popełniła delikt konstytucyjny, za który może grozić odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu.
2. Pojawia się pytanie, w jakiej formie miałyby być przekazywane środki finansowe związane ze stałą bazą USA w Polsce. Jeśli wykładałby je polski podatnik na inwestycje w Polsce (np. zwiększenie budżetu MON), to nie ma większego problemu prawnego. Jeśli jednak pieniądze miałby być transferowane do USA, to takie zobowiązanie wymagałoby zawarcia umowy międzynarodowej. Tymczasem, zgodnie z art. 89 ust. 1 pkt. 4 Konstytucji RP umowy międzynarodowe dotyczące znacznego obciążenia państwa pod względem finansowym, wymagają na ratyfikację uprzedniej zgody wyrażonej w ustawie (tzw. duża ratyfikacja). Oznacza to, że oświadczenie prezydenta Dudy bez zachowania powyższej formy jest prawnie bezskuteczne na gruncie polskiego prawa konstytucyjnego. Byłoby tak nawet wówczas, gdyby przyjąć, że obaj prezydenci (RP i USA) zawarli jedynie ustne porozumienie. Pojawiłoby się wówczas pytanie, czy takie ustne porozumienie jest jedynie tzw. porozumieniem dżentelmeńskim (gentlemen’s agreement), wiążącym jedynie osoby, które je zawarły, czy też umową międzynarodową w formie ustnej wiążącą państwa (RP i USA).
Reasumując:
I) w związku z oświadczeniem Prezydenta RP możliwe jest popełnienie przez niego deliktu konstytucyjnego;
II) oświadczenie Prezydenta RP nie wywołało skutków prawnych na gruncie polskiego prawa konstytucyjnego;
III) problematyczne jest, czy oświadczenie Prezydenta RP związało państwo na gruncie prawa międzynarodowego i czy USA mogą z tego tytułu dochodzić zobowiązania ze strony Polski. Z jednej strony, oświadczenia głowy państwa wiążą to państwo, z drugiej jednak, poza deklaracją prezydenta Trumpa brak jest dowodów, że polski prezydent rzeczywiście złożył takie oświadczenie. Jeśli nie, to polski MSZ powinien natychmiast dementować to oświadczenie (tzw. protest, będący aktem jednostronnym państwa służącym do zapobiegania powstawaniu niepożądanych przez państwo skutków prawnych). Jeśli jednak oświadczenie zostało złożone, to jest to modelowy przykład nieskutecznej dyplomacji. Składając je, nie uzyskaliśmy nic w zamian, sami podejmując na siebie, jeśli nawet nie prawne, to polityczne zobowiązanie. Dodatkowo, potwierdza to fakt, jak nieprzewidywalnym partnerem dyplomatycznym stały się USA pod rządami prezydenta Trumpa. W cywilizowanych realiach, dla dobra wzajemnych stosunków, głowa jednego z negocjujących państw, bez zgody głowy drugiego państwa, nigdy nie upubliczniałaby treści poufnych rozmów. A to właśnie Trump uczynił.
Na marginesie wizyty prezydenta Dudy w USA, w nawiązaniu do słynnego podpisania przez niego w Gabinecie Owalnym „na stojąco” deklaracji polsko – amerykańskiej, koniecznie należy postawić pytanie o stan przygotowań tej wizyty po stronie polskiej. W przygotowaniu do wizyty uczestniczy bowiem Kancelaria Prezydenta RP, MSZ, protokół dyplomatyczny, którzy dbają m.in. o tak drobiazgowe sprawy, jak to, by dla głowy państwa polskiego nie zabrakło krzesła. Czy ktoś w tej sprawie nie dopilnował swoich obowiązków, czy też amerykański gospodarz samodzielnie okazał swoją wyjątkową gościnność?
Jacek Barcik
(na Facebooku)